Albert Kyaw przyjechał do Garden City ponad 2,5 roku temu. Przebył daleką trasę - jego droga do Ameryki zaczęła się w 2001 r. i prowadziła przez Tajlandię. Do Kansas dotarł w 6 lat później.
Albert jest uchodźcą z rządzonej przez juntę wojskową Birmy (Myanmar), jak tysiące jego rodaków, którzy znaleźli azyl na amerykańskim Środkowym Zachodzie. Pracuje jako tłumacz i nauczyciel angielskiego w birmańskiej społeczności w Garden City. Uchodźcy z Birmy pochodzą z różnych, często skłóconych ze sobą plemion tego wieloetnicznego kraju. Znaleźli zatrudnienie w miejscowych zakładach mięsnych koncernu Tyson Foods. Przyjechali z ubogich wiosek i nie tylko nie znają języka - od Amerykanów dzieli ich przepaść kulturowa.
"Ich adaptacja wymaga czasu. W Birmie rodzice uważają, na przykład, że można bić dzieci, jeśli uznają to za konieczne. W Ameryce prawo na to nie pozwala. Musimy ich więc uczyć tutejszych praw i obyczajów" - mówi Kyaw.
Zaznacza jednak, że miejscowi odnoszą się do jego rodaków bardzo dobrze.
"Prawie trzy lata tu uczę i mogę powiedzieć, że wszyscy mieszkańcy Garden City traktują Birmańczyków z szacunkiem" - dodaje.
Garden City to małe miasteczko w stanie Kansas, geograficznym centrum USA. Kiedyś było to serce Dzikiego Zachodu - w pobliżu leży słynne, upamiętnione w westernach "miasto bezprawia" Dodge City. Mieszkańcy regionu do dziś żyją z hodowli bydła. Ale jego ludność nie przypomina już tej z czasów zdobywania zachodniego pogranicza w XIX stuleciu, kiedy dominowali tam biali przybysze z Europy.
Sprawcą demograficznych zmian jest przemysł mięsny. W przeszłości koncentrował się w wielkich miastach, jak Chicago, i zatrudniał w swych zakładach imigrantów z biednych krajów europejskich, m.in. z Polski. Dzisiejsi potentaci tego sektora: Tyson Foods, Cargill, Smithfield i National Beef, mają swoje fabryki w wiejskich regionach Środkowego Zachodu - w małych miasteczkach takich stanów jak Kansas, Iowa i Nebraska. Bliżej stąd do wielkich farm z bydłem, trzodą i drobiem. Też zatrudniają w nich imigrantów, ale spoza Europy - z Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji.
Liczące sobie 25 tys. mieszkańców Garden City jest tak samo wieloetniczne i kolorowe jak Los Angeles i Nowy Jork. W miejscowych zakładach Tysona pracują imigranci z Meksyku, Salwadoru, Birmy, Somalii, Filipin i Wietnamu. Przybysze z tych krajów sprowadzają swoje wielodzietne rodziny. W rezultacie 78 procent uczniów szkół publicznych w Garden City to dzieci z miejszości etnicznych, z czego 67 procent pochodzi z krajów latynoskich. Lokalna administracja oświatowa prowadzi dla nich i dla ich rodziców kursy angielskiego. Organizuje też pozaszkolne zajęcia zapoznające ich z historią i konstytucją USA.
Część imigrantów, zwłaszcza z latynoamerykańskiego południa, przedostała się do USA nielegalnie. Pracodawcy - jeśli uznaja to za niezbędne - załatwiają im dokumenty stałego pobytu. Z uchodźcami z Birmy i Somalii sprawa jest prostsza - uzyskują status azylantów politycznych. Mają jednak więcej problemów z asymilacją. Zamieszkali w Garden City Somalijczycy i niektórzy Birmańczycy wyznają islam.
"Ludzie myślą o nich: ekstremiści. Ale tak nie jest - wszyscy birmańscy muzułmanie są przeciwni radykalnemu islamowi i przemocy" - mówi Albert Kyaw.
Tyson Foods wydzielił nawet swoim muzułmańskim pracownikom "prayer time" czyli "czas na modlitwę". "Pracodawca stwierdził jednak, że nie używali tego czasu właściwie i prayer time zlikwidowano" - mówi Kyaw.
Somalijczycy, bardziej zjednoczeni od Birmańczyków i lepiej zorganizowani, urządzili prowizoryczny meczet w jednym z parterowych bloków mieszkalnych na swoim osiedlu. Mają plany, aby w mieście stanął kiedyś meczet z prawdziwego zdarzenia.
Coraz liczniejsza obecność imigrantów w Garden City nie wszystkim się podoba, ale miejscowe władze mocno ich popierają. Narzekają nawet na rząd federalny, że utrudnia legalizację ich pobytu w USA.
"Potrzebujemy tych ludzi. Wszyscy mają prawo tu mieszkać i pracować. Kiedy imigracja się skończy, będzie to oznaczać kres naszej społeczności" - mówi Nancy Harness, była burmistrz miasta i dyrektorka miejscowego muzeum historycznego.