Przekazanie przez polską prokuraturę władzom w Mińsku informacji o kontach bankowych białoruskiego obrońcy praw człowieka Alesia Bialackiego skutecznie niszczy wizerunek naszego kraju, jako promotora demokratycznych przemian na Wschodzie.
12.08.2011 20:05 GOSC.PL
Podobne informacje przekazane przez Litwę przyczyniły się w zeszłym tygodniu do jego aresztowania przez białoruską milicję podatkową . Postawiono mu został zarzut „ukrywania dochodów finansowych o znaczącej wielkości”. Stanie przed sądem i grozi mu nawet 7 lat więzienia. Aleś Bialacki od 1996 r. kieruje organizacją „Viasna” (Wiosna), zajmującą się monitorowaniem przestrzegania praw człowieka na Białorusi. Jej działacze wielokrotnie byli represjonowani, a białoruskie służby specjalne przeszukiwały biura „Viasny” i konfiskowały jej sprzęt. Dzięki pomocy prawnej ze strony Litwy, Polski oraz Czech, białoruski wymiar sprawiedliwości otrzymał wreszcie niezbite dowody „przestępczej” działalności Bialackiego. Chodzi o pieniądze, które „Viasna” otrzymywała z zachodnich grantów, także z Polski. Ponieważ od 2003 r. organizacja jest zdelegalizowana, przekazane z Zachodu pieniądze trzymała na kontach w innych państwach, co było niezgodne z białoruskim prawem, gdyż od nich nie były odprowadzane podatki. W praktyce wyglądało to tak, że polskie MSZ przekazało Bialackiemu pieniądze i pomogło mu założyć konto bankowe w Polsce, a nasza prokuratura wydała ludziom Łukaszenki wszystkie dokumenty na ten temat. Jak się dzisiaj tłumaczy – w ramach „bilateralnego systemu pomocy prawnej”. Dymisja „użytecznych idiotów” w polskiej prokuraturze, odpowiedzialnych za wydanie ludziom Łukaszenki informacji o rachunkach Bialackiego to minimum, czego w takiej sytuacji można oczekiwać od polskich władz, a także podjęcia działań, aby takie wpadki nie wydarzały się w przyszłości.
Andrzej Grajewski