Rekolekcje ignacjańskie rozprzestrzeniają się jak piękny zapach – kto go poczuje, też chciałby go mieć. O Bożym Miłosierdziu według św. Ignacego Loyoli mówi ks. dr Seweryn Wąsik, jezuita.
Jarosław Dudała: Czy to prawda, że Rembrandt namalował słynny „Powrót syna marnotrawnego” po odbyciu rekolekcji ignacjańskich?
Ks. dr Seweryn Wąsik SJ: Nie mam pojęcia. Ale nie przypuszczam, by odprawił je XVII-wieczny protestant, zięć burmistrza Amsterdamu – i to bez efektu w postaci nawrócenia. Niemniej, obraz ten można uznać za autobiograficzny, ponieważ Rembrandt, który wiódł luksusowe życie, w jego końcu wylądował jako bankrut w przytułku. Miał więc doświadczenie bogactwa i nędzy, kiedy u schyłku życia malował to genialne płótno.
Pytam, bo coś podobnego obiło mi się o uszy. Byłoby to ciekawe, bo ten obraz jest ilustracją przypowieści o miłosiernym ojcu. Tymczasem w tekście „Ćwiczeń duchowych” słowo „miłosierdzie” pojawia się tylko trzykrotnie.
Tylko trzykrotnie, ale za to w kluczowym momencie pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich. Po rozważaniu o grzechach własnych św. Ignacy proponuje modlącemu się, by o łaskę oczyszczenia serca z grzechu i głębokiego nawrócenia poprosił w rozmowie o Miłosierdziu Pańskim. Święty zachęcał też, by błagać o tę łaskę, rozmawiając z ukrzyżowanym Panem.
A obraz Rembrandta jest rzeczywiście dobrą ikoną pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich. Dlatego jest często eksponowany w jezuickich domach rekolekcyjnych. On mówi o łasce powrotu do miłosiernego Ojca – a o to tak naprawdę chodzi św. Ignacemu w pierwszym tygodniu ćwiczeń. Loyola nie przekonuje rekolektanta, że Bóg jest miłosierny – daje mu za to okazję doświadczenia tego w modlitwie. Każdy, kto pracuje, jako dający rekolekcje czy jako kierownik duchowy, w domu rekolekcyjnym, ma wielki przywilej, że może z bliska obserwować działanie łaski Bożego Miłosierdzia, wiedząc doskonale, że to nie jest dzieło ludzkie, lecz działanie przechodzącego Boga.
Ale jest jeszcze inny, podobny obraz. Przedstawia ubieranie syna marnotrawnego. Mam go dzięki mistrzowi z „Gościa Niedzielnego”, panu Leszkowi Śliwie…
O!
To obraz XVII- wiecznego malarza Guercina (Giovanniego Francesca Barbieriego). Jest wzruszająco piękny. Syn zdjął już z siebie łachmany świniopasa. Ojciec jedną ręką bierze dla niego od sługi czyste ubranie – białą szatę – a jednocześnie ręką dotyka pleców syna, które są poranione przez grzechy, przez świnie. Z miłosierdziem dotyka ran zadanych synowi przez nieprzyjaciela. To jest dotyk Bożego Miłosierdzia. Ten obraz jest dla rekolektantów jeszcze bardziej pomocny niż dzieło Rembrandta, bo pokazuje, czym jest Boże Miłosierdzie: Bóg z łagodnością dotyka wszystkich moich ran zadanych przez grzechy. Dotyka mojego zagubienia, mojej grzeszności, mojego wewnętrznego nieuporządkowania, moich lęków. Odtąd nie muszę się już niczego bać.
„Ubieranie syna marnotrawnego” – to bardzo pięknie brzmi, ale zdjęcie łachmanów świniopasa i ujawnienie pooranych grzechem pleców musi być trudne, bardzo trudne…
W jezuickich domach rekolekcyjnych mamy przed tabernakulum mnóstwo takich porzuconych szat świniopasów… Część osób jest tak umęczona grzechami i pokusami, że nieraz dopiero podczas rekolekcji ignacjańskich odnajduje możliwość poradzenia sobie z tym, co nagromadziło się w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu lat z dala od Boga i sakramentów uzdrowienia. Osoby te doświadczyły mocy zła i grzechu, ale i własnej bezradności wobec słabości. Przekonały się, że ich próby ucieczki nic nie dają. Że jest w nich ból, którego nie da się uśmierzyć inaczej, jak tylko doświadczając mocy Zbawiciela. W tych rekolekcjach nie chodzi o przekonanie kogoś, że jest grzesznikiem. Osoby przyjeżdżające do nas zwykle doskonale o tym wiedzą. Św. Ignacy, który sam zmarnował prawie trzydzieści lat swojego życia, pomaga tym ludziom poradzić sobie ze zdejmowaniem szat świniopasa.
I robi to doskonale pod względem pedagogicznym, bo tych szat nie da się zerwać ot tak, po prostu.
To prawda. Ale to tylko pierwszy tydzień ćwiczeń. Rekolekcje ignacjańskie są czymś jeszcze bogatszym. W kolejnych trzech tygodniach rekolektant jest zapraszany, żeby nie tylko mieć czystą szatę, ale żeby była to szata upodobniająca go do Jezusa. Św. Ignacy jest w tym bardzo prawdziwy, bo nie teoretyzuje, tylko przedstawia swoją własną drogę chrystoformizacji, upodobnienia do Pana. Wcześniej przedstawił ją autorytetowi Kościoła, bo chciał, żeby książeczka „Ćwiczeń duchowych” była zatwierdzona przez Stolicę Apostolską jako sposób naśladowania Jezusa, ale i pewna droga do zbawienia.
Rekolekcje ignacjańskie są bardzo popularne.
Rozprzestrzeniają się jak piękny zapach – kto go poczuje, też chciałby go mieć. Tak jest od prawie 500 lat. Najpierw przyjeżdża ojciec rodziny, potem żona, potem dzieci… Albo na odwrót: najpierw dzieci, potem rodzice. Najlepszą reklamą tych rekolekcji jest świadectwo uczestników, którzy wracają z nich przemienieni.
Ich fenomen polega na tym, że nie jest to przekonywanie do działania Pana Boga albo do Słowa Bożego. To nie jest jakaś indoktrynacja. Nasze domy rekolekcyjne są oazami, w których człowiek szukający Boga, tęskniący za Nim, zostaje sam ze Słowem Bożym – bez żadnych podpórek, bez znieczulenia, bez rozpraszaczy, smartfonów, słuchawek, gadżetów. A po powrocie do domu rodzina czy współpracownicy mogą zobaczyć stopniową przemianę jego serca i zapragnąć jej dla siebie. Elementem tej przemiany jest pojednanie z Bogiem, czyli doświadczenie Bożego Miłosierdzia.
Św. Ignacy jest świadkiem Bożego Miłosierdzia w wielu wymiarach.
Na przykład?
Podam ich siedem. Pierwszy to doświadczenie Bożego Miłosierdzia, które przemienia życie rycerza-marzyciela w rycerza Chrystusa, który służy Bogu i bliźnim. Drugi to własne nawrócenie św. Ignacego, który oddaje się na służbę nie jakiemuś księciu, ale Chrystusowi ubogiemu, pokornemu i upokorzonemu. Trzeci wymiar miłosierdzia to jego służba bliźnim, dzielenie się wszystkim. Kolejny to pomaganie duszom, by doświadczyły Bożego Miłosierdzia, czyli troska o ich zbawienie.
Ciekawym, piątym wymiarem miłosierdzia jest zaufanie Bogu. Św. Ignacy był pełen ufności w Boże Miłosierdzie, nawet wtedy, gdy przeżywał mnóstwo trudności. Bóg niczego mu nie ułatwiał, ale on wiedział, że może całkowicie zaufać miłosiernemu Panu, który poprowadzi go najlepszą drogą. Szósty, typowo jezuicki wymiar Bożego Miłosierdzia to uczenie bliźnich rozeznawania duchów – by współpracowali z duchem dobrym a ograniczali wpływ pokus i działania ducha nieprzyjacielskiego. Dla osoby, która cierpi dręczona przez pokusy, ale nie potrafi rozeznać, co się w niej dzieje, uwolnienie się z klatki pokus jest wielkim darem Bożego Miłosierdzia. No i ostatni wymiar miłosierdzia św. Ignacego, czyli troska o jakość jezuickich kierowników duchowych i spowiedników.
Najbardziej interesuje mnie wymiar piąty – wymiar zaufania Bożemu Miłosierdziu. Wydaje mi się, że on w pewnym sensie zawiera wszystkie pozostałe.
Tak. Tylko, że on jest mocno abstrakcyjny, teologiczny. Tymczasem Boże Miłosierdzie było dla ojca Ignacego konkretnym doświadczeniem jego życia. Zachęcał on, by całkowicie zawierzyć Bożej Opatrzności i nie polegać zbytnio na własnych planach i ambicjach. Sam wielokrotnie przeżywał utrapienia i trudności, ale wierzył, że Bóg poprowadzi go najlepszą drogą. Potrafił dostrzec miłość Boga w każdym doświadczeniu codzienności. Rozeznając wolę Bożą, był w stanie przeprowadzać swoje projekty w Rzymie nawet w czasie epidemii i bez zabezpieczeń finansowych. Jego bankierem był Bóg. Ufność pogłębiała się w nim wraz ze zdolnością do rozeznawania woli Bożej. Wiedział, że wola Boża i tak się wypełni, dlatego tak chętnie ją podejmował i realizował ze wszystkimi talentami.
Ufać Bogu – to łatwo powiedzieć. Ale skąd brać do tego siły i motywację?
Adrienne von Speyr zauważyła, że św. Ignacy lubił się spowiadać. Chodził do spowiedzi regularnie co dwa tygodnie, bo chciał być co dwa tygodnie zaliczonym do grona grzeszników. Nie chciał, żeby jego wizje mistyczne uderzyły mu do głowy jak woda sodowa.
Wiedział, że na pewno nie obraził Boga ciężkimi grzechami, ale regularnie klękał przy konfesjonale, żeby zweryfikować swoje doświadczenia duchowe. Chciał, by zrobił to ktoś oprócz niego. Wiedział, że pilnując swojej pokory, będzie mógł głębiej przeżywać Eucharystię. Korzystanie z sakramentu Bożego Miłosierdzia pogłębiało w nim docenienie ofiary Chrystusa, który umarł za jego grzechy, umarł dla niego i zrobił to z miłością.
W teologii duchowości popularny jest schemat rozwoju życia duchowego, którego autorem jest Pseudo-Dionizy Areopagita. Te etapy są trzy: oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie (mistyczne zjednoczenie człowieka z Bogiem). Tymczasem w duchowości ignacjańskiej ten ostatni etap jest ujęty troszkę inaczej. Zjednoczenie z Bogiem oznacza w niej czynną miłość bliźniego.
Z pewnością św. Ignacy nie chce, żeby relacje z Bogiem ograniczały się tylko do pobożności i modlitwy, ale uzewnętrzniły się po rozmowie z Nim.
Czyli: „kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4,19).
Dokładnie o to chodzi! Na pewno nauczanie św. Ignacego było bardzo inspirujące, ale tym, czym zdobywał serca, był czyn miłości i miłosierdzia. Np. będąc generałem jezuitów, znajdował czas, by pomagać rzymskim prostytutkom rzucić ich zajęcie, organizując i prowadząc Dom Św. Marty. Wiedział, że pomoc tym kobietom wymaga stworzenia warunków strukturalnych. Czyli: żeby mogły zrezygnować z tego zajęcia, trzeba im dać dom, pracę, wykształcenie, poczucie bezpieczeństwa. Święty miał też odwagę zetrzeć się z ich alfonsami. Był gotów zapłacić cenę hejtu, znieważenia, by wyciągnąć ofiary z pułapki grzechu strukturalnego i pomóc im doświadczyć Bożego Miłosierdzia.
Znana jest też anegdota o tym, że gdy św. Ignacy dowiedział się, że brakuje środków na lekarstwa dla chorych współbraci, zarządził sprzedaż kielichów mszalnych. Będąc generałem jezuitów, zażyczył sobie, by dwa razy dziennie raportowano mu stan zdrowia chorych w jego wspólnocie. Miał miłosierne serce, ponieważ często doświadczał łask Bożego Miłosierdzia.
Ks. dr Seweryn Wąsik SJ jest dyrektorem jezuickiego Domu Rekolekcyjnego św. Józefa w Czechowicach-Dziedzicach.
Niniejszy tekst jest częścią cyklu rozmów o Bożym Miłosierdziu w ujęciu wielkich postaci Kościoła.
Jarosław Dudała
Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.