W obliczu samobójczej śmierci Andrzeja Leppera media nagle zmieniły front wobec niego. Nawet w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst nie diabolizujący tragicznie zmarłego wicepremiera, lecz próbujący analizować zawiłe meandry jego kariery politycznej, przyczyny wzlotów i upadków.
07.08.2011 05:54 GOSC.PL
Nie po raz pierwszy można zauważyć, że tylko martwy przeciwnik polityczny może u nas liczyć na minimum szacunku. Nie ukrywam, że zawsze bardzo krytycznie oceniałem sposób uprawiania polityki przez Andrzej Leppera oraz Samoobronę. Uważałem, że wnoszą oni do polityki niszczący dla państwa i demokracji populizm, a Lepper ciągnie za sobą do parlamentu oraz najwyższych urzędów w państwie ludzi o bardzo dwuznacznej przeszłości i dokonaniach. Jednocześnie trudno było nie zauważyć niezwykłej siły woli oraz energii Leppera, gdy przedeptywał setki bazarów i rynków, rozmawiając z rzeszą ludzi, z którymi nikt wcześniej w ogóle rozmawiać nie chciał, a główne media traktowały ich z pogardą i wyższością. W osobie przewodniczącego Samoobrony ludzie ci znaleźli reprezentanta, który niewątpliwie znał dobrze ich bolączki i nakłonił do aktywności obywatelskiej.
Własnym wysiłkiem Lepper utorował sobie drogę na szczyty władzy. Pomimo licznych gaf nie był najgorszym wicemarszałkiem sejmu. Potrafił także podejmować sensowne decyzje jako wicepremier i minister rolnictwa, m.in. w kontaktach z Unią Europejską, co słyszałem w Brukseli od polskich dyplomatów, których o sympatię dla Samoobrony trudno było posądzać. Bez wsparcia mediów, bez tradycji, bez wykształcenia sprawił, że w wyborach prezydenckich 2005 roku głosowało na niego ponad 2 i pół miliona Polaków (ponad 15 proc.). Te głosy przeważyły w drugiej turze wyborów w rywalizacji między Donaldem Tuskiem a Lechem Kaczyńskim, umożliwiając temu ostatniemu objęcie funkcji prezydenta RP. Bez głosów Samoobrony w parlamencie Jarosław Kaczyński nie zostałby także premierem, choć dzieje ich późniejszej współpracy były bardzo skomplikowane, i zostały ukoronowane akcją CBA i korupcyjnymi zarzutami wobec Leppera.
Później były już same klęski: polityczne oraz osobiste, także na tle obyczajowym. Dzisiaj płaczą po nim przede wszystkim media na Wschodzie, gdzie pojawiają się sugestie, że jego śmierć nie musiała być samobójstwem. Być może i u nas znajdą się chętni do kreowania legendy Leppera, obrońcy poniżonych i skrzywdzonych, a takich u nas jeszcze długo nie będzie brakowało. Wątpię jednak, aby komukolwiek udało się powtórzyć jego wyczyn i z niczego stworzyć istotną siłę polityczną. Pojawił się w czasie chaosu i zamętu transformacji ustrojowej i ekonomicznej i pozostanie w historii, jako jeden z symboli tego okresu.
Andrzej Grajewski