Relacje Trump-Zełenski: afery, szantaże i zwroty akcji

Piątkowa kłótnia między politykami powodująca zerwanie rozmów była jedynie kolejnym starciem w ich trudnych relacjach.

Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego łączy wiele, ale ich relacje przez lata były burzliwe i wiązały się z politycznymi problemami dla obu. Wielu w Waszyngtonie jest przekonanych, że prezydent USA żywi do Zełenskiego osobistą antypatię, lecz przede wszystkim kieruje się zmysłem biznesowym.

W piątek prezydent Ukrainy po raz pierwszy otrzymła to, o co zabiegał od początku swojej prezydentury w 2019 r. - spotkanie z Trumpem w Białym Domu (Jak się okazało- ze skutkiem opłakanym; tekst PAP opublikowała przed spotkaniem - wiara.pl). Choć obaj doszli do władzy dzięki telewizji, populistycznym hasłom i obietnicy dogadania się z Władimirem Putinem, to ich relacji od początku towarzyszyły polityczne burze, napięcia i zwroty akcji.

Kontrowersje zaczęły się niemal na początku znajomości przywódców od - jak to określił Trump - "perfekcyjnej rozmowy telefonicznej" z lipca 2019 r. Prezydent USA zadzwonił wówczas do Zełenskiego, by pogratulować mu zwycięstwa jego partii w wyborach parlamentarnych. Zełenski deklarował gotowość do nabycia amerykańskich pocisków przeciwpancernych Javelin, na co administracja Trumpa wydała zgodę rok wcześniej. Wtedy jednak z ust Trumpa padły słowa, które doprowadziły do jego pierwszego impeachmentu: "Chciałbym jednak, żebyś wyświadczył mi przysługę". Przysługą miało być wszczęcie przez władze ukraińskie śledztwa przeciw konkurentowi Trumpa w nadchodzących wyborach, Joe Bidenowi, i przeciw jego synowi Hunterowi.

Późniejsze dochodzenie wykazało, że rozmowa była tylko pierwszym krokiem w zakrojonych na szerszą skalę wysiłkach Trumpa, by wymusić na Zełenskim ogłoszenie śledztwa; wśród innych było wstrzymanie przez USA dostaw broni dla Ukrainy. Strona ukraińska początkowo wydawała się otwarta na propozycję, lecz ostatecznie nie uległa, kiedy zaś sprawa wyszła na jaw, Biały Dom odblokował dostawy broni. Zełenski spotkał się z Trumpem we wrześniu zeszłego roku, lecz nie w Białym Domu, a w Nowym Jorku, na marginesie corocznego spotkania Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Pytany przez prasę, czy czuł się szantażowany przez Trumpa, Zełenski odpowiedział: "Nikt na mnie nie naciskał" i odmówił angażowania się w amerykańską politykę.

Prezydent USA wielokrotnie wyrażał później szacunek dla swego ukraińskiego odpowiednika za to, że ten "nie popisywał się", nie mówił, że był zastraszany, i nie brał udziału w "oszustwie impeachmentu". Mimo to wielu komentatorów uznaje ten epizod za kluczowy dla wizerunku Ukrainy i Zełenskiego w oczach Trumpa. Lev Parnas, były wspólnik biznesowy byłego prawnika Trumpa, Rudy'ego Giulianiego, w zeszłym roku powiedział portalowi Politico, że Trump "serdecznie nienawidzi Zełenskiego", podobnie jak Ukrainy, którą uważa za "źródło wszelkich swoich problemów".

Po napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Trump początkowo pozytywnie wypowiadał się o Zełenskim (choć jednocześnie oceniał decyzje Putina jako "genialne"). Zełenski i jego ludzie zabiegali tymczasem o dobre relacje z Partią Republikańską w Waszyngtonie - z różnym skutkiem. Dość szybko bowiem politycy ze skupionego wokół Trumpa ruchu MAGA zaczęli rozpowszechniać spiskowe teorie na temat Ukrainy, powielając kremlowskie narracje o znajdujących się tam rzekomo laboratoriach broni biologicznej, przedstawiając pomoc dla Ukrainy jako sposób na pranie brudnych pieniędzy przez Demokratów, a Zełenskiego jako marionetkę lewicy czy "globalistów".

Prym w tej kampanii wiódł jego syn Donald Jr., sam Trump przez długi czas powstrzymywał się od ostrzejszych ataków. Gdy jednak przyszedł czas kampanii wyborczej, dołączył do chóru krytyków pomocy dla Ukrainy, nazywając Zełenskiego "najlepszym sprzedawcą świata" za rzekome wyciąganie od Waszyngtonu kolejnych miliardów w ramach pomocy.

Poważny kryzys przyszedł we wrześniu 2024 r., kiedy ukraiński prezydent złożył wizytę w USA przy okazji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Zełenski wywołał wówczas oburzenie Trumpa i części Republikanów wywiadem dla tygodnika "New Yorker", w którym skrytykował zarówno Trumpa, jak i jego kandydata na wiceprezydenta, senatora J.D. Vance'a, jego zdaniem "zbyt radykalnego" w związku z przedstawionym przez niego planem zakończenia wojny w Ukrainie.

Zełenski mówił też, że Trump "tak naprawdę nie wie, jak zatrzymać wojnę, nawet jeśli wydaje mu się, że wie". Oburzenie wywołała też wizyta, jaką prezydent Ukrainy złożył w fabryce amunicji artyleryjskiej w Scranton w Pensylwanii w towarzystwie polityków Partii Demokratycznej. Trump zaczął wówczas zarzucać Zełenskiemu, że przyczynił się do wybuchu wojny, nie ulegając żądaniom Putina. Oskarżał go też o "małe, paskudne oszczerstwa" na swój temat i liczenie na zwycięstwo Demokratów.

Jednak już kilka dni później obaj liderzy spotkali się w Trump Tower w Nowym Jorku, gdzie Trump ponownie chwalił postawę Zełenskiego w obliczu jego impeachmentu, twierdząc, że "był wtedy twardy jak stal". To wtedy Zełenski po raz pierwszy zaproponował USA partnerstwo w zakresie wydobycia bogactw naturalnych na Ukrainie.

Po wygranych przez Trumpa wyborach Zełenski podobnie jak inni światowi przywódcy obsypywał Trumpa pochwałami, podchwytując jego wyborcze hasło "pokój poprzez siłę". Natychmiast zadeklarował też gotowość do podjęcia rozmów pokojowych. Trump jednak był znacznie mniej skłonny do porozumienia. W pierwszym wywiadzie telewizyjnym po objęciu prezydentury powiedział, że Zełenski "nie jest aniołkiem" i znów zarzucił mu, że przyczynił się do napaści Rosji na swój kraj, a w lutym dodał, że "nie powinien zaczynać" tej wojny. Gdy Zełenski w odpowiedzi ocenił, że Trump żyje w "przestrzeni dezinformacji", prezydent USA przez kilka dni przypuszczał na niego atak za atakiem, nazywając go "dyktatorem" i "umiarkowanie udanym komikiem", oraz twierdził, że Zełenski boi się przeprowadzenia wyborów prezydenckich w swoim kraju, bo popiera go zaledwie 4 proc. Ukraińców.

Doradcy prezydenta oraz Vance tłumaczyli potem, że gniew Trumpa prezydenta wywołała nie tylko uwaga Zełenskiego o dezinformacji, lecz przede wszystkim fakt, że odmówił podpisania umowy z USA na bardzo niekorzystnych dla Kijowa warunkach, przewidującej oddanie USA 500 mld dol. przychodów z eksploatacji ukraińskich złóż naturalnych, ale żadnych konkretnych zobowiązań Waszyngtonu.

Mimo kolejnych publicznych nacisków Zełenski wytrzymał presję Białego Domu i zgodził się na umowę na korzystniejszych warunkach, po czym werbalne ataki ustały.

Już w czwartek podczas spotkania z premierem Wielkiej Brytanii Keirem Starmerem Trump znacznie cieplej wypowiadał się o ukraińskim prezydencie i twierdził, że łączy ich dobra relacja, nawet jeśli "trochę drażliwa" z powodu chęci "odzyskania (przez USA) pieniędzy" wyłożonych na pomoc Ukrainie. Kiedy został zapytany o nazwanie Zełenskiego dyktatorem, Trump udał zdziwienie i odparł: "Ja tak powiedziałem? Nie wierzę, że to powiedziałem".

"Myślę, że Trump żywi osobistą antypatię do Zełenskiego, bo w pewnym sensie (Zełenski) jest jego przeciwieństwem - kimś, kto pokazał osobistą odwagę, jest powszechnie podziwiany, a przy tym nie ulega łatwo naciskom" - powiedział PAP europejski dyplomata w Waszyngtonie. "Ale Trump w pierwszej kolejności jest biznesmenem. A biznes to biznes, nic osobistego" - podsumował.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński

« 1 »