Aktu terrorystycznego, o którego dokonanie podejrzany jest Breivik, nie należy postrzegać jako przejawu choroby psychicznej, lecz rosnącej wrogości pomiędzy społeczeństwami europejskimi a imigrantami spoza kontynentu - powiedział politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.
W rozmowie z PAP dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog z Uczelni Vistula w Warszawie, podkreślił, że trudno treść manifestu nakłaniającego do międzynarodowej antyislamskiej krucjaty i budowy nowego świata traktować poważnie. "Ten tekst jest przynajmniej w połowie kompilacją różnych źródeł, do czego zresztą jego autor się przyznaje" - mówił.
W manifeście Andersa Behringa Breivika polskie ugrupowania, m.in. Samoobrona RP, Liga Polskich Rodzin, Narodowe Odrodzenie Polski oraz Prawo i Sprawiedliwość, zostały określone jako prawicowe i nacjonalistyczne. Kostrzewa-Zorbas wyraził wątpliwość, czy Breivik napisał fragment odnoszący się do polskich ugrupowań, czy gdzieś tę informację znalazł i powielił. "Ta lista jest zresztą błędna, bo Samoobrony do prawicy zaliczyć się nie da" - zauważył ekspert.
Jego zdaniem, pobudek, które doprowadziły do zamachu, nie można przypisać chorobie psychicznej Breivika. "Widzę poważne niebezpieczeństwo, że prawica i lewica (...) w Norwegii, całej Europie, a może nawet szerzej jeszcze, uzna teraz, że we wspólnym interesie będzie zrobić z Breivika wariata, bo przez to nie trzeba będzie podejmować poważnej dyskusji ideologicznej i politycznej dotyczącej kwestii imigrantów pozaeuropejskich, czyli polityki wielokulturowości" - mówił Kostrzewa-Zorbas. Politolog przyznał, że w tym przypadku akt terrorystyczny był przejawem radykalnego sposobu prowadzenia polityki.
Jak podkreślił ekspert, Europejczyków podzielających przekonania Breivika wobec imigrantów przybywa w takim tempie, w jakim przybywa imigrantów. "Ognisko konfliktu i różnych aktów zbrojnych, znanych m.in. z miast angielskich i francuskich, stanowi brak woli porozumienia i obcość pomiędzy społecznościami poszczególnych krajów a imigrantami" - podkreślił politolog. "Obie strony kultywują własne tradycje, jakby druga strona nie istniała albo jej obecność była złem koniecznym", a imigrantów "traktuje się w myśl polityki wielokulturowości - mogą sobie mieszkać i niech się o siebie troszczą" - zauważył Kostrzewa-Zorbas. Jak ocenił, władze publiczne godzą się na wzajemną obcość i wrogość różnych grup, nie podejmują się wypracowywania kulturowych kompromisów, żadna ze stron nie chce ustąpić.
Kostrzewa-Zorbas zwrócił uwagę, że manifest Breivika został napisany po angielsku, adresatem była więc społeczność międzynarodowa. "Mimo licznych dziwnych cech tego manifestu, tego, że chciał nią wywołać antyislamską krucjatę religijno-rasistowską, to jest to tekst bardzo znaczący" - uznał specjalista.
Jak ocenił, konsekwencją zamachów będzie wzrost nieufności pomiędzy społeczeństwem, nie tylko norweskim, ale i europejskim, a imigrantami różniącymi się etnicznie, kulturowo i religijnie. "Tak się stanie, pomimo że to nie imigranci dokonali ataków terrorystycznych, lecz jeden z Norwegów, który zaatakował władze swojego państwa za, jego zdaniem, zbyt miękki stosunek wobec imigrantów" - powiedział Kostrzewa-Zorbas.
Zapytany, czy w Polsce znajdują się ludzie podzielający jego przekonania, ekspert odpowiedział, że "zdarzają się w Polsce akty przemocy, ale raczej o charakterze chuligańskim, a nie ideologicznym". "Grupy, które istnieją, głoszą swoje poglądy, ale nie uprawiają terroryzmu, a przemoc jest używana przez jednostki" - zauważył. Jego zdaniem, w Polsce nie ma żadnej liczącej się, skrajnie prawicowej, ksenofobicznej i rasistowskiej partii, którą można by porównać do tych, jakie działają w Europie Zachodniej. Wynika to, w ocenie politologa, m.in. z niewielkiej liczby imigrantów pozaeuropejskich w Polsce w zestawieniu z zachodnią Europą, gdzie imigranci stanowią niekiedy 10 proc. całej ludności.