Jest cringe, ale spoko. Gdy boomer poznaje młodzieżowe słowa roku

Czy faktycznie coraz trudniej rozgryźć młodzieżową polszczyzno-angielszczyznę, ulepioną z masy skrótów, akronimów czy słów zrozumiałych tylko z kontekstu?

Młodzieżowe Słowo Roku stało się tematem cool (jak powiedzieliby boomerzy1). Młodzi nie powiedzą, jakim dla nich okazało się tematem, bo ten plebiscyt raczej mało ich obchodzi. A gdyby już reprezentant pokolenia X (np. rodzic) zapytał o ów plebiscyt nastolatka z pokolenia Z (np. własne dziecko), bardzo możliwe, że usłyszałby, że „to cringe”2.  A rozmowa zakończyłaby się, zanim jeszcze miała szansę się zacząć. Czy w ogóle warto zapoznać się (a dalej rozpoznać ją wokół siebie) z finałową dwudziestką słów i wyrażeń, wyselekcjonowanych przez organizatora, Wydawnictwo Naukowe PWN? Z perspektywy rodzica warto co najmniej z dwóch powodów. 

Przypomnijmy jeszcze tylko, czego dotyczyła akcja i jakie słowo w niej tryumfowało. To już dziewiąty tego rodzaju plebiscyt w Polsce. Składał się z dwóch etapów. Najpierw internauci nadsyłali (do 30 listopada) propozycje tego, co popularne we współczesnej młodzieżowej polszczyźnie. Później jury wyłoniło finałową dwudziestkę i odbyło się głosowanie. Wreszcie ogłoszono (10 grudnia), że zwycięża „sigma” – określenie, którym nastolatkowie posługują się od paru lat.  

Internauci wybrali słowo oznaczające kogoś pewnego siebie, wybitnego, noszącego na drugie imię „sukces”. „Sigma jest »samotnym wilkiem« – można przeczytać na stronie Obserwatorium Języka i Kultury Młodzieży – jest przekonany o swej nieprzeciętności, odnosi sukcesy, ale się z tym nie afiszuje”. 

Tyle na temat wyników. Wystarczy krótki rzut oka na listę nominowanych rizz-slay-goat-brainrotów, żeby wyciągnąć pierwszy wniosek: polszczyzna młodych z roku na rok staje się coraz to bardziej anglojęzyczna. Niby to nic odkrywczego, fakt, do którego już przywykliśmy. Tyle że dorosłym coraz trudniej rozgryźć tę polszczyzno-angielszczyznę, ulepioną z masy skrótów, akronimów czy słów zrozumiałych tylko z kontekstu. Dobrym przykładem tej ostatniej sytuacji będzie brat – angielskie (!) słówko, które można tłumaczyć jako smarkacz, bachor. Jego slangowe (również w kraju nad Wisłą) znaczenie rozpowszechniła piosenkarka Charli XCX. Brat to tytuł jej płyty z czerwca tego roku oraz ktoś pewny siebie, niezależny, zbuntowany… 

Wróćmy wreszcie do pytania zawartego we wstępie: Dlaczego warto znać młodzieżowe słowa roku? Pierwszy powód jest dość banalny. Warto znać młodzieżowe słowa roku, żeby nie być kompletną „odklejką”3 w rozmowie z własnym dzieckiem czy jego rówieśnikami. Z taką rozmową może być podobnie jak z wędrówką w wysokie góry. Potrzeba odwagi, ale i pewnej rozwagi, a na pewno równowagi – ostrożnie wchodzić na poziom języka nastolatka, ale pozostać sobą, a nie kimś w rodzaju starca w dziecięcych szortach. Być może jedno z większych wyzwań współczesnego rodzica to być slay4 i uniknąć cringe’u. 

Kilka dni temu przypadkiem wpadły mi w ręce „Słowa między ludźmi” Walerego Pisarka, nieduża książeczka, wydana sporo przed erą internetu, a więc i social mediów, mimo to nietracąca zbytnio na aktualności w kwestii przekazywania sobie słów. Zajrzałem do środka na chybił trafił: „Troska o polską mowę to także troska o polskie myślenie”. W tym skromnym zdaniu kryje się drugi powód, dla którego warto poświęcić nieco więcej uwagi młodzieżowej polszczyźnie. Język przecież nie tylko wyraża, ale też zmienia świat. A pojedyncze słowa mogą powiedzieć czasem więcej niż się wydaje. Również wtedy, kiedy znaczą prawie tyle co nic. Przeglądając listę dwudziestu najpopularniejszych, zdaniem organizatorów plebiscytu, młodzieżowych słów, trudno nie odnieść wrażenia, że to kolekcja memów. Na podium plebiscytu znalazły się takie słowa jak „azbest” i „czemó” (pisownia prawidłowa – przyp. red.), a tuż za nim „skibidi”. Co dokładnie znaczą? Gdyby zapytać o to młodych, pewnie nastąpiłaby w rozmowie dłuższa pauza. Bo wspomniane słowa kryją raczej emocje niż semantyczne wyjaśnienie. Na przykład „czemó” pochodzi z półminutowej pogawędki dzieciaków grających w Fortnite’a. Filmik z zapisem ich głosów został rozpowszechniony w sieci i… to właściwie cała historia. Prawdą jest, że media społecznościowe stwarzają warunki cieplarniane do namnażania się nowych słówek wśród młodych, młodszych, a nawet najmłodszych. A czasem wystarczy tylko zrobić coś głupiego na TikToku, by wpłynąć na współczesny język uczniów podstawówek. TikTok w realu. 

Nie zaszkodzi przyglądać się językowemu uniwersum młodych z możliwie bliskiej odległości, pamiętając o przestrodze Walerego Pisarka, że jeśli ktoś myśli powierzchownie i chaotycznie, to jego język z łatwością nakręci spiralę bełkotu. Jest jeszcze jedna rada Pisarka, językoznawcy, któremu nawet nie śniły takie słowa jak „delulu”5 czy „bambik”6. A że to rada uniwersalna, dla wszystkich, to i odpowiednia dla dorosłych „iksów”, których niepokoi mowa ich młodych „zetek”: „Naukę skutecznego używania języka należy rozpocząć od nauki milczenia. Kto się nie nauczył milczeć, nie powinien w ogóle zabierać głosu, bo prędzej czy później napyta biedy sobie albo innym”.  

Żeby zakończyć jakimś pozytywnym i jednoczącym, a nie dzielącym pokolenia wątkiem, sięgam – z typowym dla boomera umiłowaniem „dawnych czasów” – do młodzieżowego słowa z własnego dzieciństwa. Jestem tego pewien, że gdyby na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku istniał plebiscyt na młodzieżowe słowo roku, właśnie to słowo znalazłoby się na szczycie. Więcej, zasłużyłoby na miano słowa dekady, a może i kilku ostatnich dekad, bo do dziś ma się całkiem dobrze w polszczyźnie nastolatków. Jest nim nieśmiertelne „spoko”. Jeszcze z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że w minionym roku młodzież wybrała na swoje słówko numer 1 – „rel”7 (w języku rodziców – „dokładnie”, w języku dziadków – „w rzeczy samej”). No i spoko!

Jest cringe, ale spoko. Gdy boomer poznaje młodzieżowe słowa roku   Unsplash

Boomer – określenie osoby starszej, która ma problem ze zrozumieniem zachowania młodych.
Cringe – coś żenującego, wywołującego wstyd lub niesmak.
Odklejka – stan oderwania od rzeczywistości, osoba, która nie rozumie, co się dzieje wokół.
Slay – robić wrażenie, imponować, zachwycać.
Delulu – z ang. delusional (cierpiący na urojenia). Np. osoba ogarnięta obsesją na jakimś punkcie, oderwana od rzeczywistości.
Bambik – pogardliwie czy pobłażliwie o kimś, kto nic nie wie, jest w czymś słaby.
Rel – z ang. relatable (możliwy do powiązania z tematem); potwierdzenie tego, co mówił przedmówca; inaczej: „czuję to samo”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Sacha Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.