„Wiem, że Kościół to ludzie, ale jakieś prawa mają nawet złoczyńcy, mordercy, grzesznicy, a ja tak tęsknię i cierpię, że nie mogę przyjąć Komunii! Czy w ogóle ktokolwiek zastanawia się nad takimi grzesznikami jak ja?” – napisała do GN Magdalena, żyjąca w związku niesakramentalnym.
„Wiem, że Kościół to ludzie, ale jakieś prawa mają nawet złoczyńcy, mordercy, grzesznicy, a ja tak tęsknię i cierpię, że nie mogę przyjąć Komunii! Czy w ogóle ktokolwiek zastanawia się nad takimi grzesznikami jak ja?” – napisała do GN Magdalena, żyjąca w związku niesakramentalnym. Naszą redakcyjną skrzynkę zapełniły listy od małżonków nieskaramentalnych. Wylał się z nich żal do Kościoła, do samych siebie, poczucie odrzucenia i marginalizacji. „Piszecie o alkoholikach, narkomanach, a o nas, niesakramentalnych, ani słowa. Jakby nas nie było. Nigdy też nie słyszałam kazania na ten temat. Czarna dziura. Czy ktoś z Was zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno tak żyć?” – pisze Iwona z Wrocławia. Spod warstwy pretensji słychać wołanie o pomoc: „Wśród nas są osoby bardzo wierzące. Są też takie, które od wiary się odwracają, bo myślą, że przez ich kiedyś podjętą decyzję, która zrodziła skutki, Kościół ich nie chce. Nie wiem, czy to nie rozrzutność, tak tracić tych ludzi, a przecież mamy się nawzajem przygarniać i okazywać sobie cierpliwość. Nie czuję, aby mnie ktoś przygarniał, a jestem w dramatycznej potrzebie!”. Obok goryczy, z listów małżonków płynie też ocean łez. Dawno nie czytałam słów tak przeszytych egzystencjalnym bólem i tęsknotą za Jezusem ukrytym w Komunii świętej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek