Robert Smith ma 65 lat. Po szesnastu latach od ukazania się ostatniej płyty prezentuje nam znajomą melancholię.
Słowa na okładce łamią się jak głos, gdy mówię o tej płycie. Należę do armii nadwrażliwców, która lubi taki wylew kojącego smutku. Te dźwięki pozwalają uwierzyć, że nie jesteśmy jedyni z kosmosem żalu, samotności, niepewności. W Alone po trzech minutach długiego wstępu, czyli tam, gdzie niejedna piosenka radiowa by się kończyła, słyszymy czuły, przejmujący lament. Jest popiół, zimno, strach – ptaki spadają z naszego nieba, słowa wypadają z umysłu... Od tego bólu piękniejszy jest tylko zjawiskowo melodyjny A Fragile Thing o tym, że długie rozstania nie służą miłości; że miłość to krucha rzecz i czasem można już tylko patrzeć, jak nieodwracalnie zmieniła ją samotność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krzysztof Kleszcz