Katolicka uczelnia potępiła papieża Franciszka za to, że powiązał kobiecość z troską i poświęceniem. Czy „katolicki” ma więc dziś znaczyć "politycznie poprawny"?
06.10.2024 09:00 GOSC.PL
Podczas swej ostatniej pielgrzymki do Belgii papież Franciszek odwiedził dwa katolickie uniwersytety: uniwersytet we flamandzkim Leuven i uniwersytet w walońskim Louvain-la-Neuve. Oba uniwersytety świętują swe 600-lecie, gdyż wywodzą się z jednego pnia – uniwersytetu założonego w 1425 r. w Leuven (Lovanium), a w 1968 r. podzielonego na uniwersytet flamandzkojęzyczny (który pozostał w pięknym zabytkowym Leuven) oraz uniwersytet francuskojęzyczny. W obu uczelniach papież był witany z należytym szacunkiem i uznaniem. Łatwo jednak zauważyć, że elity akademickie obu uczelni zamierzały wykorzystać wizytę papieża do promocji pewnych idei i zgłaszania konkretnych postulatów. Przemówienia obu rektorów, towarzyszące im materiały na internetowych stronach uczelni oraz specjalny list do papieża (sygnowany przez 28 profesorów i studentów) skupiły się (z różnym rozłożeniem akcentów) na czterech sprawach: otwarcie na uchodźców, ochrona środowiska naturalnego, rola kobiet w społeczeństwie i Kościele, prawa osób LGBTQIA+. Jeden z rektorów w swym "ewangelicznym" przemówieniu przeszedł do konkretów i wprost zapytał, czy włączenie kobiet do kapłaństwa nie uczyniłoby Kościoła „wspólnotą cieplejszą”.
Papież, podzielając wrażliwość lowańskich akademików, bezpośrednio i wyraźnie odniósł się do trzech pierwszych kwestii. Przy czym refleksje na temat istoty kobiecości wyraził w języku dość ogólnym i metaforycznym. Podkreślił odmienność oraz komplementarność kobiety i mężczyzny, skupił się na jej godności i misji, zaznaczył też, że „kobieta jest ważniejsza od mężczyzny” i że „Kościół jest kobietą”. Kość niezgody wywołało natomiast następujące zdanie: „Kobiecość przemawia do nas z owocnym (płodnym) przyjęciem, opieką (troską) i życiodajnym oddaniem (poświęceniem).” [Tłumaczę na podstawie oficjalnego tekstu angielskiego ze strony internetowej Katolickiego Uniwersytetu w Louvain, w nawiasie podając alternatywne polskie odpowiedniki. Oficjalne tłumaczenie z KAI-u jest nieznacznie różne]. Władze uniwersytetu wydały w reakcji na to zdanie oświadczenie, w którym wyrażają sprzeciw wobec tak „deterministycznego i redukcyjnego stanowiska” papieża oraz podkreślają, że ich uczelnia ma charakter inkluzywny i jest zaangażowana do „walki przeciw seksistowskiej i seksualnej przemocy. Potwierdza swoje pragnienie, aby wszystkie osoby rozkwitały w sobie i społeczeństwie, bez względu na swe pochodzenie, płeć (gender) oraz orientację seksualną. I wzywa Kościół, by podążał tą samą ścieżką, bez jakiejkolwiek formy dyskryminacji”.
Przytaczam te wszystkie szczegóły dlatego, że sam nie mogłem wyjść ze zdziwienia. Kilkakrotnie sprawdzałem cytowane tu teksty i kontekst całego tego „sporu lowańskiego”. A jednak prawda! Z igły zrobiono widły, a z papieża Franciszka – by użyć znanego terminu z teorii argumentacji i manipulacji – „słomianą kukłę”. Papież nic strasznego nie powiedział i nikogo nie obraził. Raczej obrażono się na niego za to, że nie powiedział tego, co chciano, by powiedział. Notabene, w oficjalnym tekście papieskim nie pojawiło się nawet słowo „macierzyństwo”. Słowo to jednak zostało mu przypisane jako naganne dlatego, że w odniesieniu do kobiet nie użył słowa „kapłaństwo”. A prawdopodobnie tego drugiego słowa od niego oczekiwano. Być może nawet cała ta inscenizacja miała na celu to, by Papież to słowo wypowiedział i by później trzymać go „za słowo”
Można mieć różne poglądy na temat (postulowanego) kapłaństwa kobiet i na temat społecznych ról płci. Można wzruszać się romantyzmem papieskiej pochwały kobiecości – lub można się z tej pochwały (jeśli ktoś jest nowoczesny) pośmiać. Można uznać papieskie komplementy za trafne lub za staroświeckie. Można myśleć, że papież Franciszek powiedział za dużo lub za mało. Jednak przypisywanie jemu – czy to bezpośrednio, czy to w podtekście – redukcjonizmu, seksizmu czy wręcz dyskryminacji jest aberracją. Nie da się w kilku zdaniach krótkiego przemówienia powiedzieć o rolach społecznych, w których odnalazłyby się wszystkie kobiety świata. A jeśli już ograniczamy się do kilku zdań, to nie da się pominąć w nich tego, co przez wieki uznawano za największe atuty kobiety – atuty będące konsekwencją jej zdolności do macierzyństwa. Nie można przypisywać złej woli komuś, kto dwoi się i troi, by dobrą wolę okazać – nawet wtedy, gdy chciałoby się, by okazywał ją w inny sposób.
Przedstawiona wyżej sytuacja – która być może przejdzie do historii Kościoła pod nazwą „spór lowański” – skłania do refleksji na dwa tematy: na temat ewolucji politycznej poprawności i na temat ewolucji (niektórych) katolickich uczelni.
Jeśli chodzi o pierwszy temat, to trzeba przyznać, że postępująca poprawność polityczna weszła w fazę aberracji. Kiedyś medialnie karano za to, że ktoś powiedział o kimś coś nieprzyjemnego. Dziś karze się za to, że ktoś powiedział o kimś nie to, czego chcą elity. Trzeba uważać nie tylko na to, co się mówi, ale także na to, czego się nie mówi. Można bowiem zostać potępionym już za to, że się czegoś nie powiedziało – czegoś, co się dziś (na salonach) mówi lub powinno mówić. W tej sytuacji lepiej milczeć, gdyż elity oskarżą cię, że pomimo twej dobrej woli, by kogoś docenić, tego kogoś obraziłeś. Ostatnio z dominującej polskiej gazety dowiedziałem się, że na uniwersytecie w Louvain papież emocjonalnie zranił miliony kobiet…
I drugi temat. Katolickie uniwersytety powstały po to, by stanowić pomost między Kościołem a światem nauki. Dzięki nim Kościół dowiadywał się o aktualnych intelektualnych wyzwaniach dla wiary, a do świata nauki docierało intelektualnie opracowane przesłanie wiary. Niestety, z biegiem czasu pojawiły się dwa procesy. Pierwszy (dość naturalny i neutralny) polega na przesunięciu zainteresowań niektórych katolickich intelektualistów (także w Polsce) z relacji wiara–nauka na relację między wiarą a współczesnymi ideologiami i modami intelektualnymi. Drugi zaś (groźniejszy) polega na tym, że owi intelektualiści mają ambicje stać się stronniczymi pośrednikami między magisterium Kościoła a magisterium współczesnego świata. Chcą oni – jak profesorowie lowańscy – kształtować pierwsze magisterium według magisterium drugiego. Nie mam nic przeciw temu, gdy w duchu Ewangelii podejmują takie problemy aktualnego świata, jak na przykład problem uchodźców i migrantów. Uważam jednak za przejaw pychy lowańskie naciski na Papieża, by mechanicznie formować Kościół według wzorców aktualnie dominujących mód, ideologii czy zasad politycznej poprawności. Uważam za przejaw pychy lub tchórzostwa. Czyż bowiem nie jest tchórzostwem potępianie Papieża w obawie przed byciem potępionym przez elity świata?
Jacek Wojtysiak Nauczyciel akademicki, profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor licznych artykułów i książek, w tym podręczników i innych tekstów popularyzujących filozofię. Stały felietonista portalu internetowego „Gościa Niedzielnego”. Z pasją debatuje o Bogu i religii z wierzącymi, poszukującymi i ateistami. Lubi wędrować po stronach Biblii i po ścieżkach Starego Gaju. Prywatnie: mąż Małgorzaty oraz ojciec Jonasza i Samuela. Ostatnio – wraz z Piotrem Sachą – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.