Synod potrzebny, synod niewystarczający

Pod wieloma względami ten synod jest jednym z najważniejszych w ostatnich dekadach, bo może nas nauczyć tego, jak wsłuchiwać się w głos Ducha Świętego w Kościele. Tyle tylko, że do tego nie wystarczy rzymska sesja i publikacja dokumentów posynodalnych.

W Rzymie trwa końcowa sesja synodu o synodalności. Synodu, o którym powiedziano już wiele dobrego i wiele złego. Najczęściej jednak to, co się o nim mówi, można wpisać w ramy bezkrytycznego zachwytu lub potępiania w czambuł. Trudno nie odnieść wrażenia, że w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z prześlizgiwaniem się po najważniejszych problemach, z jakimi ten synod ma się zmierzyć.

Pod pewnymi względami synod o synodalności jest jednym z najważniejszych, jakie przeżył Kościół w ostatnich dekadach. A to dlatego, że jeśli dobrze go wykorzystamy, wypracujemy pewną metodologię rozeznawania, która będzie owocować w praktyce zderzania się z problemami, z którymi Kościół będzie się mierzył w przyszłości. Bo wbrew pozorom tym, co w obecnym synodzie najważniejsze, nie są konkretne rozstrzygnięcia jednostkowych spraw. Owa tajemniczo brzmiąca synodalność ma nam przypomnieć, że Duch Święty może mówić do Kościoła przez każdego ochrzczonego i wsłuchanie się w głos ludzi ochrzczonych w różnych miejscach i na różnych poziomach zaangażowania w życie Wspólnoty jest bardzo ważnym etapem rozeznawania drogi, którą Kościół idzie.

Wykorzystać moment uwagi

Tymczasem w Rzymie trwa sesja końcowa synodu, na której z papieżem spotykają się kardynałowie, biskupi i świeccy delegowani na sesję z poszczególnych części świata. I jak to przy okazji takich spotkań bywa, w mediach widzimy zwiększone stężenie liczby tekstów i wywiadów z relacjami prosto z Watykanu. Słyszymy i czytamy o tym, jak delegatów porusza atmosfera spotkania i wzajemnego słuchania. Opowiadają o tym biskupi, profesorowie i liderzy uczestniczący w synodzie. Zachwycamy się, jak osoby świeckie „ramię w ramię” z kardynałami i papieżem debatują nad przyszłością Kościoła, w social mediach oglądamy ich zdjęcia selfie ze znanymi hierarchami. Piękne to wszystko, tylko czy taki sposób opowiadania o synodzie wnosi realną świeżość w życie Kościoła? I czy nie jest w pewnym stopniu zmarnowaniem najlepszej okazji, by zaakcentować to, czym jest w rzeczywistości rozeznawanie?

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chodzi o to, że w tego rodzaju relacjach jest coś złego. To pewne zwyczajowe zachowania, które są naturalne nie tylko przy synodach, ale i wszelkiego rodzaju dużych wydarzeniach. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że podobne obrazki i podobne pozytywne wzmożenie widywaliśmy już wielokrotnie przy okazji rzymskich i bardziej lokalnych synodów, zjazdów i spotkań. Po raz kolejny słyszymy wiele okrągłych słów, z których niekoniecznie w przyszłości wyniknie jakiś konkret. Czy właśnie wtedy, gdy oczy i uszy wielu ludzi są skierowane na Watykan, zamiast powtarzać wielokrotnie już wypowiadane ogólniki, nie byłoby lepiej pokazywać konkretne sposoby słuchania w Kościele?

Oczywiście, rozumiem, że centralna sesja synodu jest konieczna, by zebrać efekty dotychczasowych prac, a później opublikować je w formie adhortacji. Pytanie tylko, czy po sesji i adhortacji pójdziemy dalej, bo – paradoksalnie – ta teoretyczna część jest najmniej istotnym etapem uczenia się synodalności. W gruncie rzeczy to nie o mało zrozumiały dla wielu odbiorców termin tu chodzi, a o to jak wsłuchiwać się w głos Pana Boga i jak ten głos rozeznawać.

Bo jeśli odważnie zakładamy, że głos Ducha Świętego może być słyszalny w każdym pojedynczym, nawet najsłabszym dziecku Kościoła, to pamiętajmy, że najpierw trzeba chcieć wszystkie te głosy usłyszeć. Synodalność nie polega bowiem na teoretycznych debatach, ale na jak najbardziej praktycznym stworzeniu przestrzeni do tego, by każdy, kto chce być w Kościele, mógł zostać wysłuchany, a na dalszym etapie te wypowiedziane głosy rozeznane.

Nie, nie oznacza to, że powinniśmy przejść w tryb „koncertu życzeń” i realizacji wszystkich indywidualnych pomysłów i zachcianek. Oczywiście, że Kościół po wysłuchaniu przechodzi dalej i rozeznaje swoją drogę. Ale, aby móc ją dobrze rozeznać, najpierw trzeba usłyszeć. Usłyszeć maksymalnie szeroko czym Jego poszczególni członkowie żyją. Nie tylko biskupi, proboszczowie i znamienici przedstawiciele parafialnych rad synodalnych, które w wielu przypadkach okazywały się kopiami 1:1 rad parafialnych. Także ci z przysłowiowej ostatniej ławki, a być może i ci, którzy nawet w tej ostatniej ławce niekoniecznie czują się jak u siebie w domu, choć w sercu Pan Jezus nie jest im obojętny.

Jasne, że usłyszeć ich nie jest łatwo. Często problemem jest obojętność – fakt, że same te osoby nie są zainteresowane wypowiedzeniem na głos tego, jak widzą swoje miejsce w Kościele. Czasami jednak nie chcą tego robić, bo albo są przekonane, że jest w tym temacie wielu mądrzejszych od nich teologów czy parafialnych liderów, a czasami zwyczajnie nie wierzą, że ktokolwiek na serio chce ich posłuchać.

Potrzebna zmiana mentalności, a dalej praktyki

A tymczasem można inaczej. Ujęło mnie w ostatnich tygodniach działanie pewnego proboszcza w jednej ze śląskich parafii. Zupełnie nie w związku z synodem, a w ramach przygotowania parafii do planowanych w kolejnym roku misji parafialnych, zaprosił swoich parafian na serię spotkań, w czasie których nie tylko modlą się i rozmawiają o kształtowaniu życia parafialnego, ale również wprowadzają konkretne pomysły w życie. Co ważne – spotkania te nie są adresowane wyłącznie do liderów parafialnych wspólnot, ale otwarte dla każdego. Jest modlitwa, jest dzielenie się, rozmowa i konkretne, praktyczne wnioski. Co więcej, grupa wyszła też na osiedle, do codzienności, w której żyją parafianie, wchodząc w relacje i rozmowy w naturalnym kontekście życia większości z nich. Ta metoda podwójnego słuchania – ludzi i Ducha Świętego – wydaje się czymś tak świeżym i innym niż dotychczasowa praktyka, gdy jeśli już jakieś rozmowy są podejmowane, to biorą w nich udział wciąż te same osoby. Czy nie o to właśnie chodzi w synodzie o synodalności?

Jeśli za kończącym się w Rzymie synodem nie pójdzie zmiana mentalna i praktyczna, polegająca na włączeniu w proces rozeznawania świeckich, nie tylko zresztą tych pełniących w parafiach jakieś funkcje, szansa, przed jaką obecnie stoi Kościół zostanie zmarnowana. O ile jednak uczestnicy sesji końcowej nie mają wielkiego wpływu na praktykę codziennego życia parafii, o tyle już jak najbardziej mogą wykorzystać ten czas i swój udział w synodzie do pracy nad zmianą mentalności niesynodalnej, na synodalną.

Być może więc ta krótka chwila, gdy uwaga znacznej części Kościoła z różnych części świata koncentruje się na rzymskiej sesji końcowej synodu, jest jedyną w swoim rodzaju okazją, by zaakcentować właśnie ten praktyczny wymiar tego, jak takie rozeznawanie może wyglądać na co dzień w życiu naszych parafii. A zachwyty nad tym, że ten czy inny świecki delegat usiadł przy jednym stole z takim czy innym kardynałem zostawmy na inną okazję (bo czy to naprawdę jest coś nadzwyczajnego, czym warto się ekscytować?). Relacjonując synod nie opowiadajmy o problemach z jakimi mierzą się biskupi w Afryce czy Europie, ale raczej o problemach, z jakimi mierzy się po prostu Kościół w tych częściach świata. Nawet, jeśli wspomniani biskupi sami o tych problemach opowiadają, przekazując w ten sposób głos wiernych, zwracajmy uwagę na język, jaki stosujemy.

Synodalność rozumiana jako nasłuchiwanie jak najbardziej szeroko wszystkich tych, którzy spełniają tylko jedno kryterium – chcą być w Kościele – a następnie rozeznawanie, co w tych wszystkich głosach mówi nam Duch Święty, wymaga odwagi. Bo może wyrwać z utartych schematów myślenia o Kościele, myślenia także o nas samych. I niesie ryzyko, że usłyszymy coś, co niekoniecznie odpowiada temu, co sami myślimy o pomyśle Ducha Świętego na Kościół.

Warto więc, czekając na publikację posynodalnych dokumentów, nie zapomnieć o codziennym słuchaniu każdego, komu Kościół nie jest obojętny. Bo Pan Bóg czasami mówi do nas przez głosem tych, po których najmniej się tego spodziewamy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.