O tym, czy warto liczyć demony siedzące na tabletce homeopatycznej i dlaczego złe duchy nie znają się na żartach, z egzorcystą ks. prof. Leszkiem Misiarczykiem rozmawia Marcin Jakimowicz.
Dlaczego egzorcyzmy Jezusa trwały chwilę, a kapłani „męczą się” przez lata?
– Jezus jako Syn Boży był przezroczysty. Nie zatrzymywał łaski i mocy płynącej od Ojca. A my, słabi ludzie, ją blokujemy. Grzechami, nieposłuszeństwem, brakiem wiary. Bycie egzorcystą jest dla mnie powodem do nieustannego nawracania się. Ale uwaga – nie mogę uzależniać skuteczności egzorcyzmu od mojej osobistej świętości. To Jezus działa, nie ja.
A ojciec Rufus Pereira? Jego najdłuższy egzorcyzm trwał podobno trzy minuty? Nie zazdrości Ksiądz takim charyzmatykom?
– Zazdroszczę (śmiech). Ale to zdrowa zazdrość, bo ja podpatruję jego działanie i sposób posługiwania. Wielką tajemnicą jest to, że Bóg się nami posługuje. Gdyby moc Jezusa działała samoczynnie, bez pomocy egzorcysty, uwolnienia dokonywałyby się w czasie codziennej Eucharystii. Wystarczyłoby przyjąć Komunię św. Przecież to jest sakrament, pełnia Bóstwa. Choć czasami zdarzają się takie przypadki, jak słynna historia z Janem Pawłem II. Modlił się nad opętaną osobą… i nic. Ale gdy rzucił: „Odprawię za ciebie Mszę św.”, demon wyszedł.
Kiedy przekonał się Ksiądz na własnej skórze, że dłonie kapłana są namaszczone?
– We wspólnotach charyzmatycznych. Byłem wielkim sceptykiem. Wywodzę się ze środowiska akademickiego, gdzie wszystko się weryfikuje. Rządzi szkiełko i oko. Patrzyłem na środowisko charyzmatyczne i kiwałem głową: „Nawiedzeni. To wszystko oparte jest jedynie na emocjach”. Do czasu, gdy poproszono mnie o posługę w jednej z grup. Z pewną nieśmiałością nakładałem ręce, a potem przychodzili ludzie i mówili: „Poczułem moc. Od tej chwili zmieniło się moje życie”. Wiedziałem, że to nie było moje działanie. To był moment zwrotny. Moje ręce? Są bardzo zwyczajne. Moją świętość? Też nie, bo jej nie mam. Więc co? A raczej: Kto? I tu wracamy do punktu wyjścia: to, co się dokonuje, dzieje się mocą Jezusa Chrystusa, nie moją. Ja uwierzyłem wówczas w moc kapłaństwa.
I nie czuł się Ksiądz samotny w gronie kolegów z rocznika, którzy do dziś nie odkryli mocy swoich święceń?
– Teraz to oni żartują, że jesteśmy nawiedzeni (śmiech). Ale to, o czym opowiadam, to nie teoria wyczytana w książkach: to moje doświadczenie. Na szczęście jest ono udziałem coraz większej grupy kapłanów. Wielu księży psychologizuje zjawiska opętania aż do czasu, gdy nagle w ich parafii pojawi się taki przypadek. Wtedy wpadają w panikę.
I co im Ksiądz mówi?
– Mówię: módl się. Przecież masz moc święceń, możesz sam zmówić modlitwę o uwolnienie. Egzorcyzmu odprawić nie możesz, bo nie masz uprawnienia, ale masz cały arsenał środków. Masz sakramenty, „100 proc. obecności Boga”, o wiele mocniejsze niż egzorcyzm. Przecież egzorcyzm jest jedynie sakramentalium, czyli stoi kilka rang niżej niż sakrament! Siła egzorcysty bierze się z posłuszeństwa. Egzorcyzm „działa” jedynie w Kościele, nie poza nim.
Odpada wizytówka: „Ks. prof. Misiarczyk – egzorcysta przyjmuje od 9 do 15”?
– Nic z tego! Ile razy już widziałem, jak na demona działa powołanie się na posłuszeństwo biskupowi, na jego wiarę, na biskupi mandat. To działa na Złego jak płachta na byka. Reaguje furią. Z dnia na dzień doświadczam intensywniej mocy świętości Kościoła.
Nasza wiara podszyta jest lękiem. Czy to nie jest teren harcowania demonów?
– Demony żywią się naszym lękiem. Nie potrafią znieść naszego dobrego humoru. W czasie egzorcyzmu kapłan pyta: „Czemu nie chciałeś służyć Bogu”? „Bo chciałem być panem świata”. Ksiądz roześmiał się: „Aleś dowcipny!”. Gdybyście widzieli, jak ten demon się wściekł...
Ratuje Księdza poczucie humoru?
– Tak. Zobaczmy, jak wiele uwolnień dokonuje się w czasie modlitwy uwielbienia, śpiewania pełnych radości pieśni chwały. To jedyne nasze zadanie: uwielbianie Boga. Non stop. Diabeł jest wielkim smutasem. Słyszałem demona, który błagał w czasie egzorcyzmu, by kapłan pozwolił mu posiedzieć przez chwilę pod krzyżem, by tylko… nie musiał wracać do piekła. Dlaczego? – pytał egzorcysta. – Bo tam – wołał – jest smutek. To rozdarcie, pęknięcie wiele nam pokazuje. Im bliżej Boga, tym mniej lęku. Święta Teresa z Ávila pisze, że w kolejnej komnacie duchowej twierdzy nie odczuwamy już lęku…
Tyle że my stoimy w przedpokoju.
– I dlatego boimy się, zmagamy każdego dnia. I często traktujemy lęk jako objaw opętania. Gdy przychodzi do mnie ktoś i rzuca: „Jestem opętany”, patrzę bardzo podejrzliwie. Nie uznaję takiej autodiagnozy. Na egzorcyzm nie przyjmuje się osób z ulicy.
Czy widząc pustoszejące kościoły na Zachodzie, nie nachodzi Księdza czasem smutna refleksja, że Zły jest naprawdę „Księciem tego świata” i drwi z pokornego, bezbronnego Boga?
– Nie. Nie mam świadomości przegranej. Kondycja zachodniego chrześcijaństwa to nie słabość Boga, ale ludzi, którzy odwracają się do Niego plecami. Ale skoro Bóg dopuszcza taką sytuację, to znaczy, że w konsekwencji widzi w tym jakieś dobro. Nawrócenie tych, którzy odbiją się od dna. Człowieka po egzorcyzmie naprawdę nie trzeba przekonywać, by chodził na Mszę. On pobiegnie na nią w podskokach! Nie trzeba mu wmawiać: „Pość w piątki”. On będzie pościł przez dwa dni! Wie, czym pachnie odstępstwo i jaki smak ma łaska. „Gdzie wzmógł się grzech” i tak dalej… To, co dzieje się dziś w Kościele, jest szansą na wielką ewangelizację. Mówię kolegom, księżom: Słuchajcie, żyjemy w epoce, o której mówił prorok Joel. W czasach wylania Ducha! Kapłan wyciąga ręce i jak na pstryknięcie zstępuje Duch! Jedyny warunek? Żeby tylko temu księdzu się chciało… Inaczej grozi nam skansen. Zamknięcie się w getcie i bronienie za wszelką cenę starych przyzwyczajeń. A to ma krótkie nóżki... Gdy ksiądz otworzy się na działanie łaski, dzieją się cuda. Mój kolega prowadził niedawno w mocy Ducha rekolekcje dla gimnazjalistów. Po nich aż 40 osób zapisało się na wyjazd do Lednicy. A podobno gimnazjum to takie beznadziejne środowisko. Jeśli 12 apostołów nawróciło pełen demonów świat rzymski, to co może zdziałać tysiące kapłanów! Moc Jezusa zwycięży, nie mam wątpliwości. Widzę, jak diabeł się czołga. Bliska mi jest myśl św. Augustyna. Gdy Wandalowie wdarli się do Hippony, wychowani w duchu rzymskim chrześcijanie przerazili się: „Umiera świat!”. A Augustyn odparł spokojnie: „Nie. To nie stary świat się kończy, to nowy się zaczyna”.
Marcin Jakimowicz