Zarzut, że na ekumenicznym (to ważne w tym kontekście słowo) uwielbieniu nie odmawiano Różańca, brzmi równie absurdalnie jak pytanie, dlaczego róże różańcowe nie śpiewają w językach?
12.09.2024 09:39 GOSC.PL
Przewidywalna do bólu fala hejtu, która wypływa co roku po wydarzeniu „Chwała Mu”, tym razem skupia się na instrukcji – uwaga, cytat – „Jak powinno wyglądać uwielbienie po katolicku”. Tyle że, uwaga, spotkanie w TAURON Arenie… nie było wydarzeniem katolickim i doskonale wiedzą o tym nagrywający filmiki komentatorzy. O zgrozo, zaproszeni byli również chrześcijanie innych denominacji (tak, tak, są tacy w Polsce) i dlatego śpiewano maryjny hymn „Magnificat”, czyli tekst biblijny, a nie na przykład pieśń „Serdeczna Matko”.
Dialog nie polega na tym, że podstawimy ewangelikom pod nos obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Spotykamy się w tym, co nas łączy, a potem dopiero możemy rozmawiać o różnicach. Inna sprawa: w życiu nie spotkałem nikogo, kogo nawróciłaby taka nachalna agitacja, która nie ma nic wspólnego z ewangelizacją i opowiadaniem o Bożej miłości.
Zarzut, że na ekumenicznym (to ważne w tym kontekście słowo) uwielbieniu „Chwała Mu” nie odmawiano Różańca, brzmi równie absurdalnie jak pytanie, dlaczego róże różańcowe nie śpiewają w językach? Przecież usilnie zachęcał do tego święty Paweł! „Chciałbym – pisał – żebyście wszyscy mówili językami” (1 Kor 14,5) – rzucił w czasie rozmowy ksiądz Rafał Jarosiewicz. Tak, tak, ten sam, o którym powstał właśnie filmik, że wyjściem na scenę TAURON Areny podważył ważność swych święceń. Wprawdzie ksiądz ewangelizator z Koszalina głosił w obecności biskupów i nuncjusza apostolskiego, ale wiadomo hierarchowie są zwiedzeni, a arcybiskup Antonio Guido Filipazzi reprezentuje „nie tego papieża, co trzeba”. Ileż podobnych absurdów można wyczytać w medialnym krwioobiegu?
Niezrozumienie tej rzeczywistości bierze się z braku zaakceptowania słowa „katolicki”, czyli „powszechny”, i świadomości, że istnieje w nim wiele różnych odcieni i form modlitwy: od „tracenia czasu” w absolutnej ciszy przed Najświętszym Sakramentem, przez lectio divina, po śpiew językami czy nabożeństwa maryjne. Jak powinno wyglądać „uwielbienie po katolicku”? Róże różańcowe niech odmawiają Różaniec, zafascynowani „Dzienniczkiem” Koronkę do Bożego miłosierdzia, a naśladujący „małą drogę” Teresy z Lisieux… spacerują. Ta wielość dróg i form jest zachwycająca.
Ileż tekstów napisałem na temat fenomenu dzieł Pauliny Jaricot, a i tak spotkam się z zarzutem o antymaryjność. Przyznam: nie robi to już na mnie żadnego wrażenia. Wiele razy pisałem o tym, że Maryja nie chce być kartą przetargową w naszych internetowych pyskówkach i „asem z rękawa”, który wyciągamy, by poniżyć przeciwników. Różaniec nie jest weryfikatorem, choć złośliwie przyznam, że wczoraj na cztery osoby, z którymi klęczałem na adoracji, jedynie ja go nie odmawiałem. Nie czynię tego również podczas Podniesienia, ale pewnie nie jestem dostatecznie katolicki…
Zarzut – „oni modlą się inaczej niż my” – pachnie „urawniłowką” i próbą uczynienia z Kościoła Chin ludowych. Cała ta narracja podszyta jest lękiem. Bawią mnie i smucą zarzuty, że – kolejny cytat – Marcin Zieliński uczestniczył w nieokreślonym „Toronto Blessing”, jakby było ono jednostką chorobową przenoszoną drogą kropelkową (o płciowej nie wspomnę). Czy sakramenty nie są dostateczną obroną przed jakimkolwiek zagrożeniem z zewnątrz (jeśli za takowe ktoś uznaje błogosławieństwo rodem z Kanady?) Co z tego, że Marcin Zieliński nagrał długi filmik wyjaśniający wątpliwości, skoro jeden z pierwszych komentarzy brzmiał: „Tylko winni się tłumaczą”.
Gdy przed laty spotkanie wspólnoty rozpoczynaliśmy dziesiątką Różańca, usłyszałem: „A dlaczego nie odmawiacie całego?”. Gdybyśmy odmawiali cały, padłby argument, że przecież w Medjugorju odmawia się wszystkie tajemnice. Właściwie moglibyśmy rozpocząć od razu pompejankę, ale i to okazałoby się niewystarczające...
Wiecie, co zrobił Jan Paweł II, gdy w 1999 pielgrzymował do Rumunii? Patriarcha Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego Daniel I wspominał: „Papież przy każdej wizycie i modlitwie w cerkwiach stał. A był już słabiutki, zmęczony, schorowany. Z ledwością opierał się o pulpit. Ale nie usiadł. »Dlaczego papież nie siada?«. Opowiedział: »Bo w cerkwi jestem pielgrzymem«. Po drugie wizytował cerkwie ubrany w szaty liturgiczne. Tak, jakby nie mógł się doczekać wspólnej celebry! A po trzecie: kazał fotel, na którym siedział, ustawić na poziomie foteli innych biskupów. Osobiście o to zabiegał! Uszanował tym samym zwyczaj równości biskupów prawosławia, nie narzucał się z pojęciem hierarchiczności i prymatu Piotra. A już kilka chwil później w kościele katolickim siedział na tronie o osiem stopni wyższym niż kapłani. To bardzo ważny gest!”. Czy to znaczyło, że Jan Paweł II negował nauczanie Kościoła katolickiego o prymacie Piotra? Nie. Doskonale wiedział, jak ważne w przestrzeni ekumenicznej są gesty. I delikatność.
Marcin Jakimowicz Urodził się w 1971 roku. W Dzień Dziecka. Skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim. Od 2004 roku jest dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – poruszające wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem „Dzikim”. Wywiady ze znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznawali się do wiary w Boga stały się rychło bestsellerem. Od tamtej pory wydał jeszcze kilkanaście innych książek o tematyce religijnej, m.in. zbiory wywiadów „Wyjście awaryjne” i „Ciemno, czyi jasno”.