Na ulice wyszło 750 tys. osób.
Pół miliona Izraelczyków zebrało się w sobotę wieczorem w Tel Awiwie, by protestować przeciw rządowi, żądając jak najszybszego przyjęcia zawieszenia broni z Hamasem, które uwolniłoby więzionych w Strefie Gazy zakładników - podali organizatorzy. W innych miastach Izraela na ulice wyszło 250 tys. osób.O
Organizatorzy twierdzą, że podana przez nich liczba protestujących została potwierdzona przez policję. Według tych szacunków sobotnie zgromadzenie w Tel Awiwie było największą demonstracją w 76-letniej historii Izraela. Policja oficjalnie nie potwierdziła liczby protestujących. Poinformowano, że w Tel Awiwie doszło do starć z funkcjonariuszami, aresztowano pięć osób.
Duże zgromadzenia odbyły się również w Jerozolimie, Hajfie, Beer Szewie, Cezarei i innych miastach. Demonstranci blokowali drogi i palili ogniska. W Tel Awiwie doszło do przelotnego starcia manifestantów z uczestnikami zorganizowanej przez środowiska skrajnie prawicowe kontrdemonstracji - przekazał portal Times of Israel.
W całym Izraelu od miesięcy odbywają się regularne protesty w obronie pojmanych, wzywające rząd do ich jak najszybszego uwolnienia. W ataku terrorystycznym 7 października 2023 r. Hamas i inne organizacje terrorystyczne porwały 251 zakładników, 97 z nich jest wciąż więzionych w Strefie Gazy, część z nich prawdopodobnie już nie żyje.
Wymiana zakładników na Palestyńczyków osadzonych w izraelskich więzieniach jest częścią negocjowanego od miesięcy porozumienia o zawieszeniu broni z Hamasem. Mimo nacisków mediatorów, w tym USA, rozmowy utknęły w martwym punkcie. Obie strony zarzucają sobie nawzajem stawianie nowych warunków i oskarżają o sabotowanie negocjacji.
Część izraelskiego społeczeństwa zarzuca premierowi Benjaminowi Netanjahu, że przeciąga negocjacje dla politycznych korzyści. Skrajnie prawicowi koalicjanci premiera sprzeciwiają się porozumieniu z Hamasem, więc jego przyjęcie mogłoby oznaczać upadek rządu. Netanjahu argumentuje, że nie ustąpi Hamasowi, a jedyną drogą do uwolnienia zakładników jest twarda postawa negocjacyjna i wywieranie militarnej presji na tę terrorystyczną organizację.
"Izraelczycy nie powinni wychodzić na ulicę, by walczyć o coś oczywistego, o prawo do życia. Panie premierze, jesteśmy zmęczeni tą serią kłamstw. Naciski militarne nie powstrzymają Hamasu. Skazujesz zakładników na śmierć" - mówiła na wiecu w Tel Awiwie Einaw Moses, synowa jednego z porwanych, Gadiego Mosesa.
Protesty w Izraelu nasiliły się w ubiegłym tygodniu. W niedzielę 1 sierpnia armia sprowadziła zwłoki kolejnych sześciu zakładników. Porwani byli przetrzymywani przez blisko 11 miesięcy, po czym zastrzelono ich zaledwie kilka dni przed odnalezieniem ich ciał przez żołnierzy. W poniedziałek w Izraelu odbył się pierwszy od wybuchu wojny jednodniowy strajk generalny.
"W ostatni czwartek Carmel żyła. Terrorysta zastrzelił ją z kałasznikowa, gdy poczuł, że zbliża się (izraelskie) wojsko. To ta presją ją zabiła" - powiedziała przed tłumem w Tel Awiwie Shay Dickmann, kuzynka jednej z sześciorga zabitych, Carmel Gat. "Była tak blisko uwolnienia, ale Netanjahu się na to nie zgodził" - dodała.
Atak Hamasu na Izrael wywołał wciąż trwającą wojnę w Strefie Gazy, w której, według władz tego palestyńskiego terytorium, zginęło już ponad 40,9 tys. osób.
Z Jerozolimy Jerzy Adamiak