30 czerwca mija sto lat od urodzin Czesława Miłosza. Żył prawie wiek. Tyle ile trzeba, żeby napisać dziesiątki genialnych wierszy. A te wiersze brały się z ogromnej intensywności przeżywania i potrzeby bycia prawdziwym. Nie był letni, ale zawsze zimny lub gorący
29.06.2011 16:02 GOSC.PL
I może dlatego budził tyle emocji. Bo niezależnie od tego co pisał prowokował do zajęcia określonego stanowiska.
Zwłaszcza dużo mówiło się o tym jak ten, według mnie największy poeta religijny naszych czasów, traktował Boga. Ciekawe, że poglądy czytelników z różnych stron sceny politycznej są w tej kwestii dziwnie zbieżne. O dziwo – skrajni narodowcy zwłaszcza w czasie pochówku na Skałce oskarżali noblistę o to, że nie był katolikiem. A ci liberalno-lewicujący do dziś twierdzą, że nazywanie jego poezji katolicką to ogromne nadużycie. „Jest w niej widoczny prześwit metafizyczny, nic więcej’ – usłyszałam od kolegi po piórze podczas imprezy poetyckiej „Maj nad Wilią” w Wilnie, po wygłoszeniu referatu, w którym mówiłam też o religijnym wymiarze dzieła Miłosza. Okazuje się, że i jedni i drudzy są przekonani, że dzieło Miłosza jest areligijne i można przystawiać mu różne twarze zależnie od własnego uznania. A poeta, który wymyślił pomocne teologom terminy: „pod podszewką świata” czy „druga przestrzeń” i w tomie „To” pisał powtarzając za Dostojewskim: „Jeżeli Boga nie ma /to trzeba by go było wymyślić” nie może na te zarzuty zareagować. Na szczęście mówi jego dzieło. I jak słusznie w rozmowie ze mną dla „GN” zauważył ks. prof. Jerzy Szymik – przyszła pora, żeby samemu czytać Miłosza, a nie ze spuszczoną główką przyjmować wersje jego różnej proweniencji ideologicznej interpretatorów. Nie ma się co wstydzić artykułując, że to poeta, który całe życie szukał Boga. „Bóg o niego walczył” – wyraziście podsumował ks. Szymik. Teraz my zawalczymy o jak najbliższą prawdzie interpretację twórczości Miłosza nieustannie afirmującego stworzenie, pytającego skąd zło, szukającego dowodów na istnienie Boga.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy trwającego „Roku Miłosza” przeżyłam ciekawe doświadczenie wygłaszając wykłady i wypowiadając się w dyskusjach poświęconych autorowi „Doliny Issy”. Kiedy jednoznacznie i z przekonaniem, twierdziłam, że jednak „katolickim poetą jest” moi interlokutorzy czy słuchacze natychmiast denerwowali się, że jest odwrotnie. Nawet fakt, że umarł przyjąwszy Komunię św. nie miał dla nich większego znaczenia w ostatecznym rozrachunku życia poety. Często słyszałam oskarżenia o niekompetencję i naciąganie sądów, rzekomo wynikającą z tego, że pracuję w piśmie katolickim, w wyniku czego mam skrzywiony obraz świata. Zastanawiające dlaczego właśnie ta podstawowa dla Miłosza kwestia – stosunku do Boga, a więc w ostatecznym rozrachunku „być albo nie być” człowieka – co poeta podkreśla w wierszu „Oeconomia divina” – tak bardzo irytuje i porusza. Być może dlatego, że to sedno naszej egzystencji, do którego stale dokopywał się Miłosz.
W dzień jego urodzin warto przeczytać coś Miłosza. I pomodlić się w jego intencji. W kontekście jego poszukiwań „drugiej przestrzeni” to dla autora „Daru” najlepszy prezent. Sam zostawił nam ich tak wiele. Trzeba tylko otworzyć któryś z tomów…
Barbara Gruszka-Zych