Marta Miłuńska, psycholożka, psychoterapeutka, która prowadzi projekt Przebudzenie, podkreśla, że charyzmatycznego lidera odróżniają od toksycznego przywódcy owoce ich działalności.
Osoba dynamiczna, pełna pasji, motywująca do wzrostu i niemająca w tym swoich ukrytych celów, prowadzi ludzi do dobra. – Charyzmatyczność powinna unosić, powinna sprawiać, że łatwiej wykonuje się nam trudne rzeczy. Jeżeli ktoś jest charyzmatyczny, jest pełen pasji – wyjaśnia terapeutka.
Trudniejsze jest rozpoznanie efektów działania toksycznego przywódcy, czasem jest to możliwe dopiero po dogłębnym wejściu w jego środowisko. – Są środowiska w Polsce, które na zewnątrz mają świetne wydarzenia, piękne, kolorowe, muzykę, światła. Widzimy, że to wszystko z zewnątrz wygląda naprawdę bardzo atrakcyjnie, zrzesza masy ludzi. I myślimy sobie: jeżeli tam jest tyle ludzi, to to musi wszystko dobrze działać – wyjaśnia.
– Aby zobaczyć prawdziwe owoce, czasami trzeba wejść do wnętrza organizacji i zobaczyć, jak czują się ludzie, którzy znajdują się najbliżej lidera – mówi, zwracając uwagę na świadectwa wypalenia czy depresji. Jest to trudne, bo środowiska skupione wokół toksycznych osób są bardzo szczelne, nieufne wobec osób z zewnątrz.
Według terapeutki toksycznymi przywódcami bywają liderzy, którzy są znani, promujący swoją twarzą dzieła o dużej skali, uwielbiani przez ludzi, którzy ich nie znają, a zarazem budzący skrajne emocje. – Tymczasem charyzmatyczny przywódca jest zapalony do dzieła i prowadzi je, a gdy się wypełni, może zaczynać nowe. Nie będzie szedł po trupach, niszczył ludzi i uważał, że jego dzieło jest od nich ważniejsze – uwrażliwia M. Miłuńska. Wspólnota kierowana przez toksycznego lidera może więc być zaangażowana w piękne, spektakularne dzieła, a jednocześnie niszczona od wewnątrz.
Cechy TOKSYCZNEGO lidera w KościeleTaka osoba kieruje się przede wszystkim własnym dobrem. – Ona może być bardzo uwodząca, podkreślając: „dbam o ciebie, widzę twój potencjał”. Tak naprawdę jednak będzie chciała użyć tego człowieka dla siebie, dla budowania swojego mikro- albo makrokrólestwa. Toksyczni liderzy są pozbawione empatii – podkreśla.
Psycholożka zwraca również uwagę na to, że narcyz nosi w sobie głęboką ranę, ból i poczucie braku własnej wartości. – Kłopot jest taki, że wiele pobożnych, łagodnych istot, które widzą w nim tę zranioną cząstkę, wierzą, że pomogą miłością. Angażują się w relację z tą osobą, chcą ją uzdrowić i pomóc, a potem są niszczone – przestrzega. – Ta delikatna cząstka, owszem, istnieje, ale narcyz nie chce, żeby była widoczna, nie chce się z nią kontaktować i nie chce, żeby ktokolwiek się z nią kontaktował – dodaje.
Marta Miłuńska opisuje również różne reakcje ludzi tworzących niszczoną przez toksycznego lidera wspólnotę. Część z nich w ogóle nie wierzy, że zostali oszukani i wciąż bronią sprawcę. – Dlaczego nie potrafią tego przyjąć? Bo to zawaliłoby ich świat – tłumaczy. Te osoby często podtrzymują pozycję krzywdziciela, walczą o jego dobre imię i sugerują, że to on został skrzywdzony.
Drugą grupę stanowią skrzywdzeni, którzy cierpią w ciszy. – O nich się zapomina – alarmuje terapeutka i zwraca uwagę na to, że nie wolno osób zranionych wykorzystywać do tego, by złożyły świadectwo czy zeznania w tej sprawie, a potem o nich zapomnieć. Jeśli w dodatku przełożeni nie reagują na ich świadectwo adekwatnie, czują się one unieważnione – ich ból staje się nieważny, zapadają się w samotność. Ludzie, którzy zostali skrzywdzeni, są piętnowani we wspólnocie, tracą relacje, odchodzą. Zdaniem terapeutki Kościół powinien jednoznacznie reagować w takich sytuacjach i odsuwać kontrowersyjnego lidera od posługi.
Trzecią grupę stanowią osoby, które dołączają do wspólnoty bez świadomości, że kieruje nią toksyczny lider. – Oni nie mają o niczym pojęcia, bo najbliższe grono tego lidera stoi za nim murem i nie pozwala, by informacje na temat krzywd ujrzały światło dzienne – opisuje M. Miłuńska.
– Marzy mi się taka „dojrzewalnia” liderów. Nie szkoła dla liderów, ale dojrzewanie pod czyimś czułym, mądrym okiem. Tak, aby nie było cierpienia ludzi, którzy przychodzą do wspólnot, by się rozwijać, a wychodzą z nich poranieni – konkluduje.
W ramach cyklu „Odbudujmy dom”, realizowanego przez portal dominikanie.pl i Fundację Świętego Józefa KEP, z Martą Miłuńską rozmawiali Olga Bieniek i Radosław Więcławek OP.
Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).