Konkurencje lekkoatletyczne na Igrzyskach Olimpijskich komentuje Przemysław Babiarz. Ta „oczywista oczywistość” przez tydzień stanęła pod znakiem zapytania.
Wszystko skończyło się szczęśliwie, ale tylko dlatego, że za jednym z najwybitniejszych komentatorów sportowych murem stanęli dziennikarze i lekkoatleci, a także wiele instytucji oraz zorganizowana w internecie opinia publiczna. I dobrze się stało. Skorzystali przede wszystkim widzowie, TVP również. Każdy, kto śledził w tych dniach zmagania na Stade de France, nie mógł mieć wątpliwości, co do kompetencji i klasy Przemysława Babiarza. Nie ma dziś w Polsce dziennikarza z taką wiedzą, dotyczącą lekkiej atletyki, współczesności i historii tej dyscypliny. Niewielu posługuje się równie swobodnie piękną polszczyzną i potrafi dostrzec w sportowej rywalizacji coś więcej – dramatyzm, epickość, czasem poezję. On to ma, nie tylko dzięki gruntownemu wykształceniu humanistycznemu i aktorskiej proweniencji. Jest po prostu facetem z klasą.
Po co ta laurka? Otóż najbardziej przykra w trakcie tygodniowego zawieszenia Przemysława Babiarza była reakcja wielu publicystów, polityków bądź po prostu internetowych trolli, którzy nie odnosili się nawet do słów wypowiedzianych w trakcie uroczystości otwarcia igrzysk (o „Imagine” Lennona), ale przypuścili na niego frontalny atak. Za całokształt. Robert Kwiatkowski, były prezes TVP, obecnie w Radzie Mediów Narodowych, stwierdził, że Babiarz w ogóle nie powinien jechać na olimpiadę, bo „był twarzą telewizji Kurskiego”. Nie chodzi o to, że się nie nadaje, że złamał jakieś zasady, popełnił wykroczenie, sprzeniewierzył się etyce zawodowej. Nie, on po prostu „firmował”. Komentując zawody sportowe czy prowadząc teleturniej „Giganci historii”. Rzeczywiście „mocny” argument, by pozbawiać kogoś możliwości wykonywania swego zawodu.
Warto zwrócić uwagę na swoisty „klasizm” wielu gwiazd dziennikarskich, które z wyższością odnosiły się do kompetencji swojego kolegi. No bo przecież wiadomo, że dziennikarz sportowy to plebs, warstwa niższa naszej korporacji, więc pan „od kultury” czy pani „od polityki” mogą napisać, że problemem nie jest jedna wpadka, ale coś w rodzaju pochodzenia społecznego. Przemysław Babiarz może się wypowiadać na temat wysokości płotków, a nie muzyki czy literatury. Takich głosów nie było mało, lecz okazało się, że i w środowisku dziennikarskim ludzi dobrej woli jest więcej. Zespołowi TVP Sport (i nie tylko) należy się zatem wielki szacunek za wsparcie, jakiego udzielili Przemkowi. Jako koledze, lecz przede wszystkim jako mistrzowi w swoim fachu.