Bez Boga da się żyć - rzuciła mieszkająca w Niemczech dziewczyna. Żyć się może i da. Ale umierać nie…
28.06.2011 10:22 GOSC.PL
Wróciłem z Niemiec. Ze spotkania z Polonią. Widziałem tłum kursujący między grillem a ołtarzem. I naprawdę przez pierwsze godziny nie chciałem się w tym dopatrywać kondycji niemieckiego Kościoła. Samo przyszło…
Rozmawiałem z młodymi z Dortmundu, Bochum, Berlina, Leverkusen. Plan tygodnia ich niemieckich rówieśników był podobny: szkoła, impreza, szkoła, techno, szkoła, zabawa, szkoła i tak dalej, i tak dalej…
- W czasie prześladowań kościół pękał w szwach - opowiadała kiedyś siostra Emmanuel ze Wspólnoty Błogosławieństw - Ludzie przestali przychodzić na nabożeństwa, gdy… telewizja wyemitowała serial Santa Barbara. Mówiła wprawdzie o Hercegowinie, ale ta diagnoza idealnie opisuje sytuację niemieckiego Kościoła. Telewizja nadaje niekończący się serial, dobrobyt wyciąga swe lepkie łapki, trwa nieustanna impreza. A kraj jest postrzegany jako dojna krowa. Stąd szukanie łatwych, prostych (i koniecznie przyjemnych!) rozwiązań. Bezpiecznej drogi na skróty.
- Wiesz, bez Boga da się żyć - usłyszała kiedyś moja znajoma od swej mieszkającej w Niemczech koleżanki. Bez zmrużenia oka odparowała: „Żyć się może i da. Ale umierać nie…”. Przyjaciółkę zatkało, a po chwili przyznała jej rację.
Widząc rozbawionych Niemców odpalających swe grille, nieustannie przychodził mi na myśl pewien stary midrasz. Gdy biblijny Lot dowiedział się o zamiarze zniszczenia Sodomy i Gomory, popędził do swoich zięciów i córek, by ich o tym ostrzec. „Uciekajcie ze mną!” - krzyczał. Ci jednak wzruszyli ramionami: „W mieście gra muzyka i jest świąteczny nastrój, a ty nam mówisz o zniszczeniu?”.
Po Sodomie został jedynie tuman pyłu. Opadał wolno, zakrywając zgliszcza. Ach, mein Gott…
Marcin Jakimowicz