Usuwanie postaci ważnych dla zbiorowej tożsamości i utrwalanie nieprawdziwych informacji o nich są złem wyrządzanym wspólnocie.
Przy okazji szaleńczego pomysłu nowej dyrekcji Muzeum II Wojny Światowej usunięcia z wystawy bohaterów narodowych – rotmistrza Witolda Pileckiego, rodziny Ulmów i o. Maksymilian Kolbego – w mediach pojawiły się oskarżenia wobec świętego franciszkanina o rzekomy antysemityzm. Niby nic nowego, bo nie pierwszy to już raz, ale za każdym kolejnym tak samo dziwią mnie ignorowanie faktów i myślenie ahistoryczne, a także ocena całej tysiącletniej historii relacji polsko-żydowskich wyłącznie przez pryzmat Holocaustu. Nikt nigdy, a przynajmniej ja się z tym nigdy nie spotkałam, nie dał żadnego przykładu antysemickiego tekstu czy wypowiedzi o. Maksymiliana Kolbego. Bo takich wypowiedzi po prostu nie ma. Kilka lat temu ukazały się dwa tomy jego artykułów, pism i listów – w żadnym z tych tekstów nie znalazłam sformułowań, które można by uznać za wrogie wobec Żydów z przyczyn rasowych. Dlaczego? To proste: bo o. Kolbe antysemitą nie był.
Był człowiekiem swoich czasów zarówno w sensie społecznym, jak i religijnym, a przede wszystkim był Bożym szaleńcem, ogarniętym miłością do Niepokalanej, który z troski o człowieka i jego zbawienie chciał wszystkich nawrócić na chrześcijaństwo. Również Żydów i masonów, wśród których – jak uważał – jest wielu zlaicyzowanych Żydów. Planował nawet wydawać „Rycerza Niepokalanej” w języku hebrajskim lub jidysz. Motywem jego działania nie były więc uprzedzenia rasowe, ale miłość do człowieka. Tak o. Kolbe rozumiał swoją życiową misję i tak swoją misję widział ówczesny, przedsoborowy Kościół. Dopiero Sobór Watykański II uznał prawo człowieka do wolności religijnej, aż po odrzucenie Boga, a Kościół dopiero w latach 60. ubiegłego wieku rozpoczął dialog z judaizmem.
Nieporozumieniem jest także obarczanie o. Kolbego odpowiedzialnością za wszystkie treści drukowane w „Małym Dzienniku” (wydawanym w założonym przez niego koncernie prasowym franciszkanów w Niepokalanowie), który najczęściej podejmował tematy żydowskie. Wśród redaktorów i współpracowników pisma było wiele osób świeckich, sympatyzujących z ruchem narodowym, lansującym tzw. unarodowienie życia polskiego – w gospodarce i kulturze, popierającym bojkot ekonomiczny Żydów. Gdy „Mały Dziennik” zaczął się ukazywać, o. Kolbe był na misjach w Japonii, skąd, poproszony o ocenę pierwszego numeru, pisał, że mówiąc o Żydach, „bardzo bym uważał na to, by czasem nie wzbudzić albo nie pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogół więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu, niż piętnował Żydów”. Zaś po powrocie do Polski, gdy ponownie został gwardianem Niepokalanowa, wydał taką dyrektywę dla „Małego Dziennika”: „W duchu MI (Militia Immaculatae) Niepokalanej, z miłością ku wszystkim, nawet najgorszym, zwalczać zło. Więcej podkreślać i chwalić dobro, by przykład pociągał, niż wytykać zło”.
Najważniejszym zaś sprawdzianem stosunku o. Kolbego do Żydów była wojna. W grudniu 1939 roku w Niepokalanowie znalazło się ok. 3500 osób, w tym ok. 1500 Żydów wysiedlonych z Poznańskiego, którym gwardian o. Kolbe zapewnił schronienie i wyżywienie. Po kilku miesiącach, gdy przesiedleńcy zostali wywiezieni przez Niemców, kilkoro Żydów nadal ukrywało się w klasztorze. Przed męczeńską śmiercią w obozie koncentracyjnym Auschwitz o. Kolbego poznał inny więzień – Żyd Zygmunt Gorson. Jak pisał, o. Kolbe był dla niego jak anioł, który ocierał łzy i przywracał nadzieję. „On wiedział, że jestem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są Żydami, katolikami lub jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość”. Bo, jak mówił o. Kolbe, tylko miłość jest twórcza.
Warto o tym pamiętać w przeddzień 83. rocznicy męczeńskiej śmierci o. Kolbego. A także wtedy, gdy po raz kolejny przyjdzie komuś do głowy, jak trafnie nazwał to zjawisko prof. Andrzej Nowak w wywiadzie dla GN, „dezynfekcja” pamięci historycznej Polaków. Usuwanie postaci ważnych dla zbiorowej tożsamości i utrwalanie nieprawdziwych informacji o nich są złem wyrządzanym wspólnocie.