Podróżniactwo czy intymne wakacje?

Wraz z pojawieniem się mediów społecznościowych podróże stały się narzędziem budowy statusu. Nie wystarczy już gdzieś pojechać. To tylko produkt, który trzeba dobrze opakować, żeby się dobrze sprzedać innym. Tym opakowaniem są zdjęcia, filmiki i roleczki. Szczerze mówiąc, bardzo mi żal wyznawców podróżactwa, bo ta religia wymaga ogromnych ofiar. 

Nadeszła wiekopomna chwila. No dobrze, może nie aż tak wiekopomna, ale naprawdę upragniona. Przynajmniej dla kilku milionów uczniów, którzy rozpoczynają dziewięć tygodni letniej kanikuły. Bo dla ich rodziców ten czas niekonieczny jest już taki upragniony, bo wraz z końcem zajęć szkolnych w wielu domach pojawia się pytanie, jak ten czas zagospodarować. Problem dotyczy zwłaszcza młodszych dzieci, ale i z nastolatkami nie jest dużo lepiej, bo, jak wspominałem kilka tygodni temu, nie mamy dla nich szczególnie atrakcyjnej oferty spędzania wolnego czasu.
Mimo wszystko lato wciąż kojarzy nam się raczej dobrze – długie wieczory (tu znów za wyjątkiem rodziców małych dzieci, które przez to zasypiają zdecydowanie za późno), ciepłe dni (za wyjątkiem tych, którzy ciężko znoszą coraz częstsze upały), luźniejsza atmosfera w pracy (za wyjątkiem tych, którzy muszą robić za dwóch). Generalnie pełna radość. No i urlop. Na całe szczęście z roku na rok coraz więcej rodaków stać na wakacyjny wyjazd. Dobrze, bo taka odskocznia od zwykłej, szarej codzienności jest niezwykle potrzebna. Nam, naszym rodzinom, naszym związkom. Jak celnie śpiewa Kaśka Sochacka, „może wyjedźmy, przeżyjmy znów coś po raz pierwszy; czegoś nowego o sobie się dowiedzmy”. Tak, wakacyjny wyjazd to błogosławieństwo.
Chodzi jednak o to, aby to błogosławieństwo nie stało się naszym przekleństwem. Podróże mogą się bowiem stać nie tyle środkiem do oderwania się od codzienności, co celem samym w sobie. Nie chodzi o to, aby krytykować chęć odkrywania świata. Odnoszę jednak wrażenie, że społecznie wkraczamy w nowy rodzaj uzależnienia – podróżoholizm, które wręcz staje się nową religią: podróżactwem. 

Jeśli w uszach pobrzmiewa Ci podobieństwo z próżniactwem, to jest to skojarzenie jak najbardziej zasadne. Wraz z pojawieniem się mediów społecznościowych podróże stały się narzędziem budowy statusu. Nie wystarczy już gdzieś pojechać. „Destynacja” musi być atrakcyjna, najlepiej jeszcze ekskluzywna, na którą nie wszystkich stać. Ale sama destynacja nie wystarczy. To dopiero produkt, który trzeba dobrze opakować, aby udało się go dobrze sprzedać. Bo w końcu chodzi właśnie o to, żeby się dobrze sprzedać innym. Tym opakowaniem są zdjęcja, filmiki i roleczki. Starsi epatują nimi na Facebooku, nieco młodsi wykorzystują Instagrama, a młodzież wrzuca materiały na TikToka. Medium jednak nie ma znaczenia. Chodzi o jedno i to samo. Z filtrem albo i bez, byle pokazać się z jak najlepszej strony. 

Szczerze mówiąc bardzo mi żal wyznawców podróżactwa, bo ta religia wymaga ogromnych ofiar. Nie dość, że przez cały rok trzeba sobie wszystkiego odmawiać, żeby opłacić ekskluzywną podróż, to jeszcze zamiast odpocząć cały czas trzeba się zastanawiać, jak to pokazać światu. I drżeć, czy produkt wraz z opakowaniem będzie wystarczający atrakcyjny, bo przecież mamy tylko chwilę, żeby uwiecznić swój pobyt.

Kilkanaście lat temu podczas nabożeństwa majowego jeden z diakonów wygłosił krótkie kazanie, w trakcie którego opowiadał o swojej górskiej wycieczce. Przez kilka godzin zastanawiał się, jak zrobić zdjęcia, od których jego współbracia oniemieją. Zorientował się jednak, że w ten sposób bezpowrotnie traci czas, w którym mógłby się bezinteresownie zachwycić dziełem Stwórcy.
I tego, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku,  na ten wakacyjny czas Wam życzę – zachwytu nad dziełem stworzenia. Zróbcie filmy i zdjęcia własnymi oczami, zachowajcie je w swoich sercach i przeżyjcie ten czas w pełni. Intymność potrafi być o wiele bardziej atrakcyjna niż nawet najlepsza internetowa rolka. „Może wyjedźmy... czegoś nowego o sobie się dowiedzmy...”


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.