Z jakiegoś powodu Bóg toleruje nasze wybory - nawet te najgłupsze. Tymczasem my nie znosimy takiej sytuacji. Dlaczego?
20.06.2011 15:03 GOSC.PL
Nie było wielkiego szumu medialnego, gdy papież Benedykt XVI 19 czerwca stanął na Monte Titano. Papieska wyprawa do maleńkiego państwa będącego enklawą na terenie Włoch nie wzbudziła powszechnej ekscytacji. To kolejne spotkanie Ojca Świętego z ludźmi, którzy szanują chrześcijańskie wartości, a ich historia jest ściśle związana z chrześcijaństwem.
Nazwa San Marino pochodzi bowiem od utalentowanego kamieniarza - chrześcijanina. Świętego Maryna (Marynusa). Uciekając przed prześladowaniami cesarza Dioklecjana, na początku IV wieku n.e. zbudował on na Monte Titano niewielką pustelnię. Początkowo towarzyszył mu święty Leon. Potem ich drogi rozeszły się. Po Edykcie Mediolańskim pani Rimini przekazała ziemię na Monte Titano wspólnocie chrześcijańskiej założonej przez Marynusa. Tak zaczęła się historia San Marino.
Wczoraj Benedykt XVI przypomniał historię tego maleńkiego państwa. Prosił mieszkańców, by pamiętali o swoich korzeniach. Przekonywał, że największym skarbem człowieka jest wiara, a nie stanowiska, prestiż, bogactwo czy władza. Dzisiaj proporcje są mocno naruszone. Wiara zeszła na drugi plan. Liczy się przyjemność. Na każdym kroku widać, jak ta postawa zabija człowieka. Zabija jego wrażliwość na drugich. Popycha go w kierunku zła i egoizmu. Demoralizuje.
A jednak Bóg się na to godzi. Dlaczego? Czemu nie zrobi porządku - pytał papież retorycznie mieszkańców San Marino. Otóż Bóg taki nie jest. On wie - w przeciwieństwie do nas - że istotą wolności nie jest mnożenie zakazów. Bóg nie idzie na kompromis. Stwarzając człowieka, dał mu wolną wolę - bezwarunkowo. Nie powiedział: „masz tu wolną wolę, ale jak nie będziesz wybierał po mojemu, to dostaniesz szlaban”.
Bóg w Jezusie objawił nam pewne zasady. Obiecuje, że żyjąc według nich, osiągniemy zbawienie. Zostawia nam wybór. A my czasem robimy tak, jakbyśmy tego wyboru woleli nie mieć. Wolność nam ciąży jak kamień u szyi tonącego, dlatego czasem sami ją ograniczamy. Jeśli ograniczamy własną wolność - pół biedy, ale pytanie, czy mamy prawo narzucać innym własny punkt widzenia i własne prawa?
Z jakiegoś powodu Bóg toleruje nasze wybory - nawet te najgłupsze. Tymczasem my nie potrafimy znieść takiej sytuacji. Przykład? Jak trudno religijnym rodzicom znieść świadomość, że dziecko nie chodzi co niedziela do kościoła, albo żyje bez ślubu. Martwią się - to jasne. Każdym sposobem starają się przymusić je do zmiany decyzji. To szlachetne, ale jednak ostateczne słowo nie należy do nich. Postępowanie pod przymusem nie jest tym, czego chce od nas Bóg.
Święty Maryn osiadł na Monte Titano, bo był prześladowany za to, że nie chciał żyć tak, jak jego rodacy. Znalazł własną drogę - chrześcijaństwo. Wedle tradycji zbudował pustelnię, założył wspólnotę, która dzięki jego świadectwu żyła i przerodziła się w małe państewko. Może to właśnie dla nas przykład na dziś. Powoli my chrześcijanie tracimy dominującą rolę w świecie. Wartości przez nas wyznawane schodzą z pierwszego planu. Trzeba znaleźć sobie jakieś miejsce w tym wszystkim. Żyć w zgodzie z własnym sumieniem, a jednocześnie być otwartym na świat i mówić o tym, że jest się uczniem Chrystusa. Być może tracimy prym w społeczeństwie, ale to nie znaczy, że odbiera się nam możliwość głoszenia Jezusa. Może czas zmienić zasady gry i wrócić do słów Ewangelii na temat soli, której szczypta może zmienić smak całej potrawy.
Jan Drzymała