We współczesnym świecie ideałem nie jest dobro, lecz sukces.
We współczesnym świecie ideałem nie jest dobro, lecz sukces. Biedny człowiek może być dobry, ale współcześni i tak będą go uważać za nieudacznika, ponieważ nie odniósł sukcesu. Bałwochwalstwo doczesnego sukcesu wygląda tak: to, co cenimy, nagradzamy prestiżem i bogactwem, a następnie aranżujemy całą resztę wokół tej rzeczy. Jak każdy bożek, ten sukces wymaga zrytualizowanej ofiary. Jest to ofiara osobista, gdy porzucamy relacje stające na przeszkodzie doczesnym osiągnięciom lub nigdy ich nie nawiązujemy. Ponadto jest to ofiara z czasu przeznaczonego dla przyjaciół i rodziny.
Nowa ewangelizacja nie znosi filozofii sukcesu i wydajności. Jezus wyjaśnił to w przypowieści o ziarnku gorczycy, z którego powoli, przy odrobinie cierpliwości i wytrwałości, wyrośnie wielkie drzewo. Zbyt często ulegamy w naszym duszpasterskim działaniu nerwicy zapotrzebowania na oglądanie od razu okazałych efektów naszych starań. Pożądanie sukcesu sprawia, że troskę o osoby mylimy z troską o statystyki. Ziarno gorczycy potrzebuje powolnego wzrostu i sprzyjających warunków przemiany oraz opanowania sztuki oczekiwania na dojrzałość. Tego wymaga dobro osoby pokochanej przez Boga. Trzeba ewangelizować nadchodzące pokolenia, lecz „sukces nie jest imieniem Boga”. Ewangelizacja nie może oznaczać przyciągnięcia natychmiast, za pomocą wyszukanych sposobów, wielkich tłumów oddalonych od Kościoła. Wielkie rzeczy zaczynają się zazwyczaj od małego ziarenka. Ruchy mas są zawsze zwodnicze. Ewangeliczna przypowieść o maleńkim ziarnku gorczycy, przeobrażającym się powoli i cierpliwie w duże i dojrzałe drzewo – oto metodologia działania Jezusa. W tym sensie winniśmy – jak powtarzał nam papież Benedykt XVI – „patrzeć spokojnie w przyszłość, bo jest pewne, że Pan nie porzuci swego Kościoła”.
Mistyczne Ciało wyrasta z maleńkiego ziarna gorczycy i przeradza się we wspaniałe Drzewo Życia. Jego wzrost nie jest wywoływany przez ludzkie czynniki, z których ono się składa. Gdyby tak było, drzewo dawno już by runęło na ziemię. Źródłem jego rozwoju jest żywotna więź wiernych z Chrystusem. Czerpią oni z Niego dla siebie moc, powoli przemieniającą ten świat. W Kościele pierwotnym drogą powolnego, niemniej skutecznego stawania się chrześcijaninem oraz inicjacji eklezjalnej był katechumenat. Kandydaci do chrztu musieli odbyć kilkuletni kurs poznania wiary w Chrystusa i życia zgodnego z nią we wspólnocie. Święty Ambroży inicjację tę porównywał do przygotowania chleba. Jak ziarna rozproszone na polu należy zebrać, zemleć na mąkę, wymieszać z wodą i drożdżami, po czym wypiec w ogniu, tak też katechumeni potrzebują przejść okres trudu przygotowania przedchrzcielnego, aby zostać zanurzonymi w wodach chrztu i przez ogień Ducha Świętego uformować jedno ciało Chrystusa, to jest Kościół. Jak wiele do powiedzenia ma nam, tracącym misyjną cierpliwość i panikującym z powodu liczb, nasz Pan w metaforze ziarna. Siła ziarna leży w nim samym, a nie w czynności machania ręką przez siewcę. Nasz Pan patrzy na każde wzrastające źdźbło, a nie na hektary zasiewu.