Jeśli tyle grup społecznych ma przekonanie, że Polska nie jest dla nich, to w oczywisty sposób pojawia się przestrzeń do politycznego zagospodarowania. Byłoby cudownie, gdyby wszyscy mogli się w Polsce poczuć u siebie.
11.06.2024 11:37 GOSC.PL
Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że polaryzacja trzyma się mocno. Dwie największe partie, które porządkują życie polityczne w Polsce od niemal 20 lat, po raz uzyskały poparcie co najmniej dwie trzecie wyborców. Tym razem licznik zatrzymał się na ponad 73 proc. głosów, co przełożyło się na prawie 80 proc. mandatów. Można by zatem powiedzieć, że rządzą niepodzielnie, a pogłoski o śmierci duopolu są przesadzone. Co więcej, wynik obu partii jest nawet lepszy niż w październikowych wyborach parlamentarnych.
Czy to oznacza, że czeka nas kolejna dekada walki między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem? Czy ten wyborczy sondaż, w który wzięło udział ponad 40 proc. wyborców (swoją drogą nadspodziewanie sporo), mówi nam coś o przyszłości polskiej polityki? Czy wreszcie symboliczna wygrana Platformy Obywatelskiej po ośmiu przegranych wyborach pod rząd, stanowi zapowiedź dominacji tej partii na krajowej scenie w morderczym uścisku z Prawem i Sprawiedliwością?
Rzeczywistość polityczno-społeczna wymyka się łatwym predykcjom, mam jednak coraz silniejsze przekonanie, że niedzielne wybory europejskie stanowiły w jakimś sensie ostatni akord tej historii. Przypomina to bowiem bardziej przedśmiertny, agonalny zryw, niż zapowiedź nowej jakości w polskiej polityce. Na czym opieram taką hipotezę? Te 40 proc., które wzięło udział w wyborach, to żołnierze, najwierniejszy elektorat, który albo żyje rywalizacją PiS-u z PO, albo jest silnie antyunijny, przez co czuje motywację do zagłosowania na Konfederację. Wiemy jednak, że w wyborach parlamentarnych zagłosuje co najmniej o połowę wyborców więcej. Ryzykowna byłaby moim zdaniem teza, że wpiszą się oni w istniejący podział. Widać bowiem coraz wyraźniej, że podziemna rzeka polskiego życia publicznego zaczyna płynąć innymi korytami niż to, co widać na powierzchni. Weźmy choćby CPK – tu poparcie dla projektu idzie często w poprzek partyjnych sympatii.
Kluczową zmienną, która będzie determinować kształt polskiej polityki, jest demografia. Nie chodzi tylko o to, że coraz większa grupa wyborców znajduje się poza zasięgiem rażenia tradycyjnych mediów, w tym zwłaszcza telewizji. Istotniejsze jest to, że grupa ponad 10 mln. wyborców w wieku 35-50, urodzonych w okresie tzw. wyżu demograficznego przełomu lat 70. i 80. XX wieku, wciąż może mieć przekonanie, że nie jest wystarczająco mocno reprezentowana. Nie bez przyczyny część osób z tego pokolenia zadaje sobie pytanie, czy Polska jest krajem dla nich.
Problem w tym, że Polska nie jest też krajem dla nastolatków. Ani dla młodych mężczyzn na prowincji. Młode kobiety również w dużej części powiedziałyby, że Polska nie jest dla nich. Podobnie seniorzy. W gruncie rzeczy imigranci mogliby powiedzieć coś analogicznego. Słuszne wydaje się zatem pytanie, które niedawno na jednych z moich zajęć zadał student I roku – „dla kogo jest Polska?”. Ja bym dodał kolejne – „po co jest Polska?”.
Mam wrażenie, że dawno nie usłyszeliśmy odpowiedzi na te pytania, a dokładniej takiej odpowiedzi, która byłaby dla wielu z nas satysfakcjonującą. Argument, że Polska jest po to, aby nas bronić przed rosyjską inwazją, to jednak chyba trochę za mało. A, jest jeszcze jedna odpowiedź – Polska jest dla tych, co chcą ciężko pracować. Bo jak, nie daj Boże, nie chcesz ciężko pracować, tylko tak normalnie, zwyczajnie – uuu, zastanów się. Zwłaszcza, kiedy jesteś imigrantem. Nie chcesz harować – to do widzenia.
Jeśli tyle grup społecznych ma przekonanie, że Polska nie jest dla nich, to w oczywisty sposób pojawia się przestrzeń do politycznego zagospodarowania. Nie wiem, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, czy ktoś ją wypełni. Następne wybory prezydenckie w 2025 roku będą jednak ku temu dobrą okazją. Tym bardziej, że poprzednie wybory z 2005 i 2015 roku otwierały nowe rozdziały w historii polskiej polityki. Dlatego choć wielu wydaje się, że ich wynik jest przesądzony, coś mi podpowiada, że rzeczywistość może nas zaskoczyć. Oby na lepsze. Byłoby cudownie, gdyby wszyscy mogli się w Polsce poczuć u siebie.
Marcin Kędzierski Adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członek Polskiej Sieci Ekonomii, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Prywatnie mąż i ojciec sześciorga dzieci.