Kana Galilejska. Maryja podchodzi do Syna i rzuca krótko: „Nie mają już wina”. Koniec, kropka. Czy mówi: „Zrób coś, zaangażuj się”?. Czy przekonuje: „Podejdź do stągwi, uczyń znak”? Nie. Przedstawia jedynie stan faktyczny: „Nie mają wina”. To wystarczy.
Ma tak wielkie zaufanie do Syna, że wie, że to od Niego zależy dalszy ciąg. Nie musi Mu podpowiadać, sugerować, co ma uczynić. Wie, że Jezusowi bardziej zależy na tym, by nowożeńcy mieli dobre wino niż samym biesiadnikom!
Myślę o moich modlitwach i robi mi się łyso. Większość z nich kończy się przedstawianiem Bogu „Książki życzeń i zażaleń” - sugerowaniem wersji interwencji, którą powinien wykonać. Zamiast przedstawić z ufnością jedynie stan faktyczny, dodaję: „uratuj”, „pomóż”, „uzdrów”. Traktuję Pana Boga troszkę jak dziecko specjalnej troski, któremu trzeba zasugerować sposób postępowania. - Płacę i wymagam. Pościłem i mi się należy. Jaka praca, taka płaca - ironizuje o. Wojciech Ziółek, jezuita - Traktujemy modlitwę jak kartę kredytową: wkładam i wypłacam. Wystarczy wstukać PIN: ko-ro-nka albo ró-ża-niec i gotowe. Troszkę wprawdzie trzeba pocierpieć, ale generalnie się opłaca. Nie musimy wpadać w ręce Boga żywego…
- Lubimy być zbawicielami świata - dopowiada o. Stanisław Jarosz, paulin - Nawet modląc się za najbliższych mamy gotową receptę, dyktujemy Bogu jak ma ich dotknąć… Pan Bóg jest na nasze usługi. Niedawno podeszła do mnie przejęta kobieta i mówi: - Czy może się ojciec pomodlić za mojego syna, alkoholika? Jest beznadziejnie, nie chce się leczyć. Modlą się już za niego karmelitanki, i norbertanki, i zmartwychwstanki, i księża pallotyni. Gdyby się jeszcze ojciec pomodlił… A mi coś odbiło i powiedziałem: Nie będę się modlił! - Dlaczego? - zatkało zszokowaną kobietę - A ja tyle dobrego o ojcu słyszałam… - Nie będę się modlił, bo skoro już tylu ludzi się modli i nic z tego nie wynika, to może nie o to w tym wszystkim chodzi? Może mamy się modlić o spełnienie woli Bożej? O to, by pani syn poszedł do nieba, bo umrze jako alkoholik? Widzę jednak, że ranię tę kobietę, więc mówię: - Czy pani wierzy, że Bóg kocha pani syna bardziej niż pani? - Słucham??? - Czy pani ufa, że Bóg kocha go bardziej niż pani? - Wierzę. - To proponuję, niech pani przestanie się za niego modlić i zacznie się modlić za jakąś osobę, o której tylko Pan Bóg wie, że jej zbawienie jest zagrożone. To będzie czysta modlitwa, bo pani nie wie, kto to jest… Odeszła. Po dwóch miesiącach spotykam ją, a ona woła: - Stał się cud! Mój syn (a dałam mu modlitewny spokój) sam zgłosił się na leczenie i zauważył, że ma problem z alkoholem. Chciałam księdzu powiedzieć, że Bóg jest wielki.
Marcin Jakimowicz