To historia ks. Carmelo Rizzo, który do 26. roku życia pracował jako kucharz, a potem wstąpił do seminarium. Dziś jest proboszczem na wyspie Lampedusa, gdzie "wyciąga z morza zdesperowaną ludzkość".
Decyzję o wstąpieniu do seminarium podjął „po swego rodzaju wyzwaniu, które rzucił Bogu”. „A widzieć go tutaj, u drzwi Europy dla tysięcy migrantów, we wspólnocie wystawionej na próbę przez ich tłumne przybywanie w ostatnich latach, to jak patrzeć na dobrze wykonany rysunek” – opisuje kapłana Annalisa Guglielmino w „Avvenire”, największym włoskim dzienniku katolickim.
„Po szkole hotelarskiej pracowałem w dni, kiedy moi rówieśnicy dobrze się bawili” – opowiada dziś ks. Carmelo. „Mając 20 lat, nie miałem zbyt głębokiej relacji z Bogiem, ale pewnego sobotniego wieczoru powiedziałem Mu: »Jeśli istniejesz, musisz pomóc mi znaleźć pracę, w której weekendy będą wolne«. Kilka dni później zaproponowano mi pracę w stołówce robotniczej, od poniedziałku do piątku. Byłem w szoku, a w weekendy zacząłem chodzić do parafii. Tak rozpoczęła się podróż z moim duchowym ojcem, która doprowadziła mnie w 2010 r. do zostania księdzem”.
Dzisiaj „kapłan o szerokim i zaraźliwym uśmiechu” służy wyjątkowej i specyficznej wspólnocie, która „każdego dnia towarzyszy przybywającej tu zrozpaczonej ludzkości”. „Uderza cię ich spojrzenie” – opowiada ks. Carmelo. „To wzrok tych, którym podczas przeprawy śmierć zajrzała w oczy, lub którzy stracili krewnych i towarzyszy podróży. Zdajesz sobie sprawę, że zwykłe przytulenie lub zapytanie o imię mogą sprawić, iż poczują się jak ludzie, a nie liczby. To właśnie staramy się robić za każdym razem, gdy witamy nowo przybyłych” – dodaje.
Wspomina, jak zaczęła się jego droga na Lampedusie. Właśnie wtedy, w lipcu 2021 r., w prowizorycznej sali porodowej na wyspie przyszła na świat Maria, którą jej przybyła morzem mama urodziła w 8. miesiącu ciąży. „Od kilkudziesięciu lat na wyspie nie urodziło się żadne dziecko, bo kobiety z Lampedusy rodzą w sycylijskich placówkach” – tłumaczy A. Guglielmino. Tak więc ks. Carmelo rozpoczął tu swoją posługę „pod znakiem życia”.
baja /Avvenire