Jerzy Engel słusznie kiedyś powiedział, że futbol to część kultury narodowej.
■ Dla Polonii Warszawa, klubu, któremu kibicuję, zakończony już sezon był prawdziwą drogą przez mękę. Wcześniej, w ciągu praktycznie roku, awansowaliśmy z III do I ligi i sam start w I lidze zaczął się znakomicie. W pierwszym meczu, z GKS-em Tychy, po 10 minutach Czarne Koszule prowadziły 2:0. Ostatecznie przegraliśmy 2:3 i potem często ten motyw się powtarzał. Traciliśmy punkty w meczach, w których pierwsi strzelaliśmy bramki. I tak walczyliśmy o utrzymanie w I lidze do ostatniej kolejki, do meczu ze Stalą w Rzeszowie. Na szczęście – z sukcesem.
■ W ciągu tego sezonu na meczach wyjazdowych byłem cztery razy. Pierwszy był mecz z Resovią, w którym też prowadziliśmy, by na koniec zremisować 1:1. Rafał Smalec, nasz trener, i piłkarze często po takich meczach powtarzali: ten punkt w ostatecznym rozrachunku będzie miał znaczenie. Istotnie, pół roku później Resovia okazała się naszym główny konkurentem w walce o utrzymanie. Gdybyśmy wtedy, we wrześniu, przegrali – dziś bylibyśmy w II lidze. Na sam mecz spóźniłem się kilka minut, jechałem z Krakowa po wykładzie na sesji o filozofii historii Feliksa Konecznego. Na drugi dzień rano pojechaliśmy z Izą na pielgrzymkę do Markowej i do Muzeum Ulmów. Na Mszy ksiądz proboszcz prosił o porządek na przeładowanym parkingu, bo fala pielgrzymów do Markowej, szczególnie w niedziele, nie ustaje.
■ Drugi mój wyjazd to mecz z Górnikiem Łęczna. Wypadł w Święto Niepodległości, była więc orkiestra górnicza, i to był drugi mecz Polonii Warszawa, przed którym słyszałem hymn narodowy. Pierwszy był u nas, na Konwiktorskiej, rok wcześniej, ze Stomilem Olsztyn w II lidze. Wtedy graliśmy 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu powstania. Hymn na ligowym meczu to wzruszające przeżycie. A z Górnikiem zremisowaliśmy 0:0 po nadzwyczaj dramatycznym spotkaniu (bez żadnej retorycznej przesady). W 10. minucie z boiska musiał zejść Mateusz Kuchta, nasz bramkarz. Ciężka kontuzja wyeliminowała go na pół roku z gry. Ale Jakub Lemanowicz zastąpił go znakomicie, nie tylko w tym meczu, również w następnych. Trener gospodarzy powiedział po meczu, że „było to najlepsze spotkanie Górnika Łęczna na własnym stadionie, tylu sytuacji nie stworzyliśmy w żadnym poprzednim meczu”. A jednak Polonia wyjeżdżała z punktem, kolejnym, który „w ostatecznym rozrachunku miał znaczenie”.
■ Trzeci mój wyjazd to był lutowy mecz z Miedzią Legnica. Jeden z tych licznych, w których prowadziliśmy, a potem traciliśmy punkty. Tym razem straciliśmy wszystkie, przegraliśmy 2:1. Po meczu spotkałem starych legnickich przyjaciół: senator Dorotę Czudowską, senatora Staszka Obertańca, Stanisława Potycza (promotora beatyfikacji Henryka Pobożnego). Na drugi dzień odwiedziłem Mauzoleum Piastów Legnickich. Wybudowała je księżna Ludwika Anhalcka, matka ostatniego z piastowskich panów Legnicy, księcia Chrystiana. Stracili język i wiarę przodków (ostatni Piastowie legniccy byli kalwinistami), a jednak zachowali pamięć swych polskich korzeni. Mauzoleum jest pięknym pomnikiem początków Polski. Kustoszem tej pamięci była niemiecka księżniczka, dumna, że stała się częścią tak znakomitego domu. Idąc tym tropem, pojechałem jeszcze na Legnickie Pole, aby odwiedzić muzeum bitwy, ale przede wszystkim piękną pobenedyktyńską bazylikę Świętej Jadwigi.
■ Czwarty wyjazd to był mecz z Motorem Lublin, zremisowany 1:1. Tym razem to my „goniliśmy wynik”. Trener Smalec uznał ten mecz za przełom w walce o utrzymanie. Zatrzymaliśmy drużynę, która zakończyła sezon awansem do ekstraklasy. Przed meczem wybraliśmy się z Izą na cmentarz na Lipowej, głównie po to, by odwiedzić grób Józefa Czechowicza. Niespodziewanie trafiliśmy na jeszcze jeden pomnik uniwersalizmu polskiej kultury: grób naszych prawosławnych sojuszników, Kozaków dońskich, poległych za Polskę w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. To o kolejnym pokoleniu ich braci Józef Mackiewicz napisał „Kontrę”. A potem chciałem jeszcze jechać na ostatni mecz sezonu, ze Stalą Rzeszów, ale nie mogłem, ten czas należał do najbliższych.
■ Jeden z bohaterów drastycznej, ale ciekawej „Furiozy” Cypriana Olenckiego mówi: „Wyjazd rzecz święta”. Drużyna na obcym terenie nie może być sama. Ja lubię powtarzać zdanie głównego bohatera „Czuwania” Grishama (choć on grał w inny futbol, amerykański): „To była tylko zabawa, ale dlaczego tak ważna?”. Wiele można zobaczyć, towarzysząc ukochanej drużynie, ale czasem w tle najważniejszych wydarzeń życia, choćby daleko, można też dostrzec piłkę.