Jak daleko powinny sięgać plany polityków? Pięciu, dziesięciu lat? Czy może aż wieczności?
Politycy lubią używać wielkich słów, szczególnie gdy w jasnym świetle reflektorów przemawiają do wielkich tłumów. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia chociażby w sobotę na jubileuszowej konwencji Platformy Obywatelskiej w Gdańsku i na warszawskim spotkaniu PiS-u z młodzieżą. Szczególnie na tym pierwszym spotkaniu padło wiele słów o wielkich marzeniach Polaków. O kolejnych planach budowy silnego i mądrze urządzonego państwa. O potrzebie silnego zrywu. O bogatych obywatelach, którzy dobrymi samochodami jeździć będą po równych drogach, itp., itd.
Przyznaję, coraz trudniej przychodzi mi słuchać tego rodzaju przemówień. I to bynajmniej nie dlatego, bym miał coś przeciwko budowie kolejnych kilometrów autostrad i bogatym obywatelom. I również nie dlatego, bym przedstawiane plany uważał za niewiarygodne, nierealistyczne, czy też zbyt śmiałe. Przeciwnie, roztaczane przez polityków wizje są zdecydowanie za ciasne. Bo sięgają zaledwie najbliższych wyborów, w najlepszym wypadku kilkunastu najbliższych lat (takimi są chociażby plany budowy w Polsce elektrowni atomowej), ale nigdy nie uwzględniają perspektywy wiecznej.
Powie ktoś, że politycy nie są od zbawiania ludzi. To prawda. Ale przecież ambicją i zadaniem polityków jest organizowanie ludziom życia. W tym zresztą są coraz lepsi. Wszystkie po kolei rządy i parlamenty chwalą się biciem rekordu wyprodukowanych przepisów prawnych. My w jednej kadencji uchwaliliśmy sto ustaw – mówią jedni. A drudzy – jak w kiepskim żarcie o Polaku, Niemcu i Rosjaninie – od razu dodają, że sto to oni przerabiają podczas jednego głosowania. A każdy przepis coś nakazuje, czegoś zakazuje, do jakiegoś zachowania nakłania. Na przykład: w kawiarni nie możesz palić, do szkoły musisz chodzić od szóstego roku życia, najlepiej gdybyś uprawiał sport i jadł dużo warzyw. Ostatecznie wszystkie przepisy razem wzięte organizują ludziom życie. Oczywiście, dla dobra każdego obywatela. Pojawia się tylko pytanie – o jakie dobro chodzi? Czy tylko o dobro widziane w perspektywie doczesnej? A jeżeli świat zorganizowany przez polityków przeszkadza w zdobyciu dobra wiecznego?
Może to naiwność oczekiwać od polityków, dla których najdalszą pespektywą są wybory, by w swych planach wzięli pod uwagę również wieczność, ale skoro mówią, by mieć wielkie marzenia, to ja mam właśnie takie. Panowie i panie, dopiero wieczność daje oddech. Wszystko inne jest niskie i ciasne.
ks. Marek Gancarczyk