Kiedy napisał do mnie wiadomość: potrzebuję spowiednika, na cito, byłam zdumiona. Przecież mówił, że jest buddystą! Panu Bogu jak widać to nie przeszkadzało.
Wiedziałam o nim niewiele. Że ma na imię Grzegorz, choć w internecie występował pod pseudonimem Gandalf Krzykliwy. Że ma gwałtowny charakter, ale bardzo dobre serce. Że choruje, bierze leki, jego ciało powoli odmawia posłuszeństwa. I że jest buddystą. W swoich wpisach na Twitterze podkreślał to wielokrotnie. Mimo to miał ogrom życzliwości dla katolików, w dyskusjach internetowych często stawał w obronie wiary i wartości. W głębi serca przeczuwałam, że jest „nasz”, że Pana Boga ma na wyciągnięcie ręki.
W lutym napisał do mnie prywatną wiadomość, której absolutnie się nie spodziewałam. „Potrzebuję spowiednika, na cito. Do domu, bo już ledwo chodzę”. Sama leżałam wtedy z ciężką grypą, ale te kilka słów natychmiast postawiło mnie na nogi. Zadzwoniłam do znajomej z Warszawy. Okazało się, że przypadkiem wie, że do stolicy, do sąsiedniej parafii akurat w najbliższy weekend – również przypadkiem! – przyjedzie ks. Tomasz Podlewski, kapłan, z którym już kilka razy zwieraliśmy szyki, żeby pomóc komuś wrócić do jedności z Bogiem po latach przerwy. Akurat w ten weekend, akurat w sąsiedniej parafii, akurat ta koleżanka wiedziała o jego wyjeździe do Warszawy… Podobno przypadek to imię Boga, kiedy nie chce się podpisać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Huf