Jest w Unii Europejskiej taki kraj, w którym w życiu publicznym jest obecna religia.
Christom Anesti (Chrystus zmartwychwstał), Alithos Anesti (Prawdziwie zmartwychwstał) – tymi słowami wyrażającymi radość ze zmartwychwstania Pana od niedzieli 5 maja witać się będą nie tylko Grecy w domach, na ulicach i placach, w restauracjach, ale także goście i prezenterzy w – uwaga – publicznej telewizji. Na tablicach informacyjnych na ulicach, a także na autostradach między informacjami o korkach będzie wyświetlany najważniejszy news dnia: Chrystus zmartwychwstał!
Wielkanoc to najważniejsze prawosławne święto, dlatego Grecy dają wyraz swej radości w sposób dosłowny i hałaśliwy o północy z soboty na niedzielę – biciem dzwonów, wyciem syren i klaksonów, wybuchem petard itp. I nikomu to nie przeszkadza, bo większość w tym świętowaniu uczestniczy na różne sposoby.
Dlaczego piszę o tym teraz? Nie tylko dlatego, że właśnie w tę niedzielę przypada prawosławna Wielkanoc, ale przede wszystkim dlatego, że warto wiedzieć, iż jest w Unii Europejskiej taki kraj, w którym w życiu publicznym jest obecna i społecznie akceptowana obecność religii. Chrześcijańskie znaki – krzyże czy ikony – wiszą w szkołach i urzędach, a obowiązkowe lekcje religii odbywają się w szkołach podstawowych i gimnazjach. W czasie Wielkiego Postu w restauracji kelner pyta tubylca (bo nie turystę), czy pości, bo wciąż jest to ważna praktyka i o wiele bardziej wymagająca niż w katolicyzmie, zaś sklepy w niedziele są otwarte tylko cztery razy w roku. W kioskach natomiast, a tak właśnie było teraz, można kupić na przykład 160-stronicowy dodatek do świeckiej, co podkreślam, gazety codziennej „To bima” z opisem 100 greckich, przepięknych klasztorów, które każdy Grek powinien odwiedzić przynajmniej raz w życiu, gdyż – jak się reklamuje – są to miejsca ważne dla greckiej kultury i tożsamości, wpisującej się w prawosławie. Czasy, gdy takie dodatki ukazywały się w naszych rodzimych gazetach świeckich, minęły, jak sądzę, razem ze śmiercią Jana Pawła II.
Ktoś powie: to zrozumiałe, przecież Grecja to kraj teokratyczny, w którym religią państwową jest prawosławie, a Grecki Kościół Prawosławny finansowany jest przez państwo (z funduszu utworzonego po tym, jak w wyniku Traktatu w Lozannie w 1923 roku przesiedlono z Turcji do Grecji niemal 1,5 mln osób, a Kościół oddał swoją ziemię pod budowę domów dla nich). Tak, Grecja jest państwem teokratycznym, ale prawdą jest też, że prawosławie jest obecne nie tylko w życiu indywidualnym, ale głęboko wrosło w tkankę społeczną tego kraju.
Uświadomiłam to sobie podczas niedawnego pobytu w Grecji, który przypadł na prawosławny Wielki Post, dzięki czemu widziałam np. wiernych w bazylice św. Dymitra w Tessalonikach, stojących w długiej kolejce, aby pokłonić się do ziemi sprowadzonym z góry Atos relikwiom Krzyża Świętego.
Trudniej to wszystko zobaczyć w czasie wyjazdu typowo wypoczynkowego, łatwiej, gdy jest to pielgrzymka śladami św. Pawła. Wybiera się na nią wielu Polaków, bo jest to rzeczywiście podróż niezwykła. Trasa greckimi śladami drugiej wyprawy misyjnej św. Pawła wiedzie od portu w Kavalli (starożytne Neapolis), przez Filippi, gdzie Apostoł ochrzcił pierwszego Europejczyka, a konkretnie kobietę o imieniu Lidia, dalej prowadzi przez Tessaloniki i Verię (starożytna Berea) do Aten, gdzie na Areopagu wygłosił słynną mowę, a następnie aż na Korynt na Peloponezie, gdzie osiadł na półtora roku, zanim z Kenchry odpłynął do Efezu. A potem słał listy do założonych przez siebie wspólnot – do Filipian, Tesaloniczan, Koryntian.
Odwiedzenie miejsc, w których niemal dwa tysiące lat temu św. Paweł żył i ewangelizował, dotyka duchowo i sprawia, że odtąd już inaczej czyta się i rozumie Pawłowe Listy. Tym większa więc wdzięczność, że te wyjątkowe miejsca dawnego świata helleńskiego, które stały u początków chrześcijaństwa na kontynencie europejskim, są dzisiaj, jako wielkie kulturowe i religijne dziedzictwo, utrzymywane przez Grecki Kościół Prawosławny oraz greckie państwo.