Urzekła mnie pewna historia związana z ojcem Pio.
Urzekła mnie pewna historia związana z ojcem Pio. Prawnik Alberto Del Fante z Bolonii był na 33. stopniu masońskiej inicjacji. Wszystko legło w gruzach, gdy jego żona zachorowała na raka. Śmierć była pewna i bliska. Zrozpaczony, usiłował opiekować się nią w szpitalu jak najlepiej. Pewnego dnia, płacząc, poprosiła go, aby udał się do San Giovanni Rotondo, do ojca Pio, by wybłagać u niego wstawiennictwo w sprawie cudu. Wiedziała, że jej mąż jest masonem i antyklerykałem, lecz to była jej ostatnia nadzieja. Prawnik początkowo zareagował gniewem i kpiną, twierdząc, że kobieta nakłania go do gry na loterii w sprawie jej zdrowia, lecz współczucie wzięło górę. Na miejscu postanowił pójść na poranną Mszę, po czym ustawił się w długiej kolejce do konfesjonału ojca Pio. Gdy przyszła jego kolej, powiedział zakonnikowi, że chce z nim porozmawiać. „Młody człowieku, nie trać mojego czasu!” – usłyszał z konfesjonału. „Po co tu przyszedłeś – żeby zagrać na loterii? Jeśli chcesz się wyspowiadać, uklęknij, jeśli nie, pozwól mi wyspowiadać tych biednych ludzi, którzy czekają”. Prawnik był wewnętrznie wstrząśnięty, słysząc, jak ojciec Pio powtarza dokładnie słowa, które dwa dni wcześniej on sam wypowiedział do swojej żony. Poza tym ton zakonnika nie dopuszczał żadnej dyskusji. Odruchowo uklęknął. Przez chwilę czuł się jak pusta kartka. Bał się, że spowiednik odezwie się znowu tym samym tonem.
„Tymczasem, gdy tylko uklęknąłem – opowiadał Del Fante – kapłan zmienił swój głos, stał się słodki i ojcowski. W formie pytań stopniowo odsłaniał przede mną każdy grzech z mojego dotychczasowego życia, a miałem ich wiele. Słuchałem z pochyloną głową i na każde pytanie odpowiadałem: »tak«. W końcu ojciec Pio zapytał mnie: »Czy masz jeszcze jakieś grzechy do powiedzenia?«. »Nie« – odparłem. »Nie wstydzisz się?« – zaczął z niespodziewaną szorstkością. »Ta młoda kobieta, którą niedawno wyprawiłeś do Ameryki, urodziła syna. W tym stworzeniu płynie wasza krew. A ty, nieszczęśniku, opuściłeś matkę i syna«. Wszystko było prawdą. Nic nie powiedziałem, tylko rozpłakałam się w niekontrolowany sposób. Nie mogłem tego powstrzymać. Ojciec Pio delikatnie położył mi rękę na ramieniu i szepnął mi do ucha, również szlochając: »Synu mój, za ciebie zapłaciłem tym, co we mnie najlepsze!«. Na te słowa poczułem, jak moje serce pęka na dwoje, jakby je przecięło słodkie ostrze. Płakałem pochylony: »Ojcze, wybacz, wybacz, wybacz!«. Słodki pokój przenikał mego ducha. Zakonnik powiedział delikatnym głosem: »Wspieraj mnie w pomaganiu innym«, po czym dodał: »Pozdrów żonę!«. Gdy wróciłem do domu, moja żona była zdrowa”.
Dobry pasterz oddaje swe życie za owce. Do tej miłości nikt nie może poczuć się przymuszony. Tylko wtedy nie ulęknie się wilków i ich zastraszania, gdy osiągnie w sobie ten rodzaj wolności, który pozwoli mu zużyć czas, zdrowie, umiejętności, a nawet zaryzykować życie, byle tylko ocalić owcę. Opowiadają, że ksiądz Dolindo wyrzucał skutecznie demony z osób przez nie nękanych, biczując się w ich intencji do krwi. Nie było takiego złego ducha, który by mu się oparł. Najemnik sporządza harmonogram i kosztorys działania, dobry pasterz daje siebie, nie zważając na straty. Byle uratować bądź uchronić ukochaną owieczkę, za którą umarł sam Jezus.