„Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”. Dzieci nie widzą miłości swoich rodziców. Każdy dwulatek jest małym „tyranem”, skupionym na sobie, domagającym się niekończącej się uwagi i troski.
1. „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec”. Dzieci nie widzą miłości swoich rodziców. Każdy dwulatek jest małym „tyranem”, skupionym na sobie, domagającym się niekończącej się uwagi i troski. Dzieci uważają, że obowiązkiem rodziców jest ich kochać. Wciąż wołają: „mamo, tato, daj to, daj tamto”. Z biegiem lat dzieci, dojrzewając, odkrywają, że rodzice i ich miłość to cudowny dar, za który należy się wdzięczność. Wielu dorosłych pozostaje na zawsze dziećmi, czyli skupionymi na sobie egoistami. Świat promuje taki styl życia. Postawy wdzięczności, miłość rozumiana jako troska, odpowiedzialność za innych nie są dziś w cenie. Kochający rodzice dają dziecku miłość nawet wtedy, gdy nie doznają za nią wdzięczności. Wiedzą, że to wymaga czasu. Ale z pewnością chcieliby, aby kiedyś dzieci doceniły ich trud kochania. Nowożeńcy na weselach przy dźwiękach piosenki „Cudownych rodziców mam” dziękują za życie, za wychowanie. Jeśli to podziękowanie jest szczere, wywołuje u rodziców łzy szczęścia. Aby zobaczyć miłość Boga, którą mi daje, też trzeba czasu, dojrzewania. Moje życie zawdzięczam nie tylko rodzicom, ale i Ojcu w niebie. Nie jestem tu, na ziemi, z przypadku, jako efekt ślepych sił ewolucji przyrody. Jestem z miłości Boga. Moje życie jest darem Najwyższego. On mnie kocha nawet wtedy, gdy o Nim nie pamiętam, ale pewnie czeka na moment, gdy powiem Mu: „Tato, dziękuję”.
2. „Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”. To ważne, aby znać swoje korzenie: wiedzieć, skąd się pochodzi. Czyim jest się synem lub córką. Ale równie ważne w życiu jest to, aby wiedzieć, kim chcemy się stawać, do czego dążymy. Kim chcę być za 5, 10 czy 20 lat? Święty Jan zauważa, że „jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”. Tu nie chodzi tylko o to, że przyszłość jest tajemnicą, ale że nasza przyszła tożsamość będzie darem analogicznym do tego, jakim jest nasze obecne istnienie jako dzieci Bożych. Dojrzewamy do bycia kimś innym. I to nie jest tylko kwestia naszych dążeń do celu, wyborów, które nas kształtują. To, kim będziemy, zależy oczywiście od nas samych, ale tylko w pewnej mierze. Nasze przyszłe istnienie jest w ręku Boga, który nas kocha. Nasza przyszłość jest zależna od tej miłości. Im bardziej jesteśmy już teraz pewni tej miłości, im lepiej ją poznamy, tym bardziej możemy być spokojni o wieczną przyszłość.
3. Jan odsłania rąbek tajemnicy: „Będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”. Kiedyś zobaczymy Boga. I wtedy to, co teraz niejasno tylko przeczuwamy, czyli nasze podobieństwo do Niego, zajaśnieje pełnym blaskiem. Naszą ojczyzną jest Bóg i Jego miłość do nas. Żyjemy właściwie tylko po to, aby to odkryć. Aby w wolności uznać, że chcemy być Jego na wieki. Póki co rzucamy się to tu, to tam, bo nasze niespokojne serce tęskni za Nim, ale my jesteśmy zbyt pyszni, aby powtórzyć: „Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza” (Ps 131).