Być może jedną z szans, jakie kryją się w liczebnym uszczupleniu naszych wspólnot w Kościele, jest większa wrażliwość na wzajemne potrzeby?
07.04.2024 00:00 GOSC.PL
„Nikt z nich nie cierpiał niedostatku” (Dz 4,34)
Cenię i lubię koncepcję porozumienia bez przemocy (angielski skrót NVC) Marshala Rozenberga. Jeden z jej elementów to sztuka nazywania potrzeby, która ujawnia się w nas pod osłoną silnego uczucia, często w sytuacji konfliktu. Zdanie w duchu NVC brzmiałoby np. tak: „Czuję złość, kiedy mi przerywasz, bo mam dużą potrzebę szacunku. Proszę cię, abyś pozwalał mi kończyć w rozmowie myśl, którą się z tobą dzielę”. Nazywanie własnych potrzeb jest dla wielu z nas niemałym wyzwaniem. Chodzi nie tylko o te związane z relacjami, ale także wszystkie inne, dotyczące naszej psychiki, ducha i ciała. Wzbiera w nas bogactwo życia, które nie istnieje w próżni - jesteśmy sobie niezbędni lub pomocni w rozkwicie naszych dążeń. Wzrusza mnie to zdanie z Dziejów Apostolskich, które świadczy o wrażliwości pierwszych chrześcijan na potrzeby współsióstr i współbraci z Kościoła: „Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży, i składali je u stóp apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby”. (Dz 4,34n). Ten rodzaj spostrzegawczości może ochronić wspólnoty przed chłodem grzecznej obojętności, jak też przed tyranią zadań i celów do wykonania. Wrażliwość, która uruchamia wyobraźnię miłości i odwagę do pytań o potrzeby jest krainą, w której życie ujawnia się w całej pełni. Czujemy jego puls i oddech - szanując język uczuć i dążeń w których szukamy empatycznych sprzymierzeńców. Być może jedną z szans, jakie kryją się w liczebnym uszczupleniu naszych wspólnot w Kościele, jest większa wrażliwość na wzajemne potrzeby? Pierwszym jednak człowiekiem, który odpowiada za ich odkrycie i nazwanie, jestem ja sam.
Wojciech Jędrzejewski OP