Uniewinniono wszystkich siedmiu żołnierzy oskarżonych ws. zbrodni wojennej Nangar Khel. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że brak jest wystarczających dowodów na skazanie.
Wyrok jest nieprawomocny; przysługuje od niego apelacja. Prokuratura poinformowała, że decyzję o apelacji podejmie po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Była to bezprecedensowa sprawa w historii polskiej armii. W wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel w Afganistanie w sierpniu 2007 r. na miejscu zginęło sześć osób, dwie zmarły w szpitalu. Prokurator oskarżył o zbrodnie wojenną w sumie siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasza Bywalca, chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksy oraz st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego (jako jedyny nie miał on zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu).
Prokuratura żądała dla nich kar od 12 do pięciu lat więzienia. Oskarżonym o zabójstwo cywili grozi do dożywocia, a oskarżonemu o ostrzelanie niebronionego obiektu - od pięciu do 15 lat więzienia. Obrona i sami oskarżeni wnosili o uniewinnienie.
W środę sąd uniewinnił wszystkich żołnierzy, uznając, że materiał dowodowy dotyczący tragedii w Nangar Khel nie był pełny i zawierał braki.
"Rozstrzygając niniejszą sprawę sąd nie dysponował właściwą dokumentacją pozwalającą na precyzyjne ustalenie miejsca, z którego prowadzono ogień, punktów, z których postrzegali zdarzenia świadkowie relacjonujący jego przebieg, bądź precyzyjnego ustalenia możliwości obserwacji zabudowań, w których znajdowały się pokrzywdzone osoby" - mówił sędzia płk Mirosław Jaroszewski uzasadniając wyrok.
Dodał, że opinia balistyczna w sprawie oparta była na oględzinach miejsca zdarzenia niepozwalających na precyzyjne ustalenie wszystkich miejsc upadku granatów moździerzowych.
"Próby uzupełnienia materiału dowodowego, z przyczyn od sądu niezależnych, nie powiodły się, w tym także z powodu niewykonania przez oskarżyciela publicznego decyzji sądu o konieczności uzupełnienia braków" - mówił sędzia.
Według sądu brak jest również dowodów, iż dowódca grupy Olgierd C. (to jeden z dwóch żołnierzy, dla których prokurator żądał najwyższej kary) wydał swoim podwładnym rozkaz ostrzelania wioski. Uznał też jego wyjaśnienia za spójne i logiczne, zaznaczając, że głównymi dowodami przemawiającymi na jego niekorzyść były "pomówienia ze strony współoskarżonych".
Olgierd C., dowódca Zespołu Bojowego "Charlie" z bazy Wazi-Khwa według prokuratury po ogólnej odprawie, na osobności, miał nakazać swym podwładnym (ppor. Bywalcowi, chor. Osieckiemu i plut. Borysiewiczowi) ostrzelanie z moździerza nie tylko stanowisk bojowych talibów, ale też samej wioski Nangar Khel.
Podczas procesu obrona przekonywała, że to podwładni Olgierda C. zrzucają na niego swoją winę za zabicie cywili i ostrzelanie niebronionego obiektu. Obrońcy przypominali, że zeznający na procesie świadkowie mówili, iż przypisywany kpt. C. zwrot "przepier... wioskę" był rozumiany jako polecenie jej otoczenia i przeszukania - tak jak już wielokrotnie wcześniej robiono.
"Do pomówień współoskarżonych trzeba podchodzić z wielką ostrożnością" - podkreślił w uzasadnieniu Jaroszewski. Zwrócił uwagę, że pozostali oskarżeni mieli interes w pomawianiu swego szefa o wydanie takiego rozkazu.
"Żaden z obecnych w TOC (centrum operacyjnym bazy wojskowej) nie słyszał, by padł taki rozkaz. Nieprawdopodobne, aby w sytuacji usłyszenia takiego rozkazu nie zaprotestować, nie prosić o dodatkowe wyjaśnienia lub nie żądać polecenia na piśmie" - uznał sąd.
Minister obrony narodowej Bogdan Klich powiedział dziennikarzom: "Bardzo się cieszę z tego wyroku. Wierzyłem w niewinność naszych żołnierzy. Sprawiedliwości stało się zadość. To zamknięcie tego trudnego rozdziału".
Jak dodał, ci żołnierze nadal służą w wojsku. "To jest wyraz zaufania do nich potwierdzony dzisiaj wyrokiem sądu" - powiedział Klich.
Zdaniem szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisława Kozieja, wyrok uniewinniający wszystkich żołnierzy oskarżonych w sprawie Nangar Khel jest wyrokiem sprawiedliwym. Według niego prokuratura zbyt pochopnie założyła, że żołnierze świadomie i celowo strzelali do cywili.
- Wygraliśmy bitwę, trzeba wygrać wojnę – tak wyrok skomentował jeden z uniewinnionych chor. Andrzej Osiecki. Dziękował też wszystkim, którzy wspierali oskarżonych.
„Nie będę w żaden sposób komentował wyroku, od tego są adwokaci, prokurator, który się na pewno wypowie” – podkreślił Osiecki.
Oskarżeni wysłuchali orzeczenia go z kamiennymi twarzami. „Z taką samą myślę bym przyjmował wyrok skazujący. Jestem żołnierzem” – mówił Osiecki.
Pytany, czy dalej będzie służył w armii, powiedział, że na to pytanie odpowie „po zakończeniu wojny”, czyli orzeczeniu sądu po ewentualnej apelacji prokuratury. Nie chciał też rozmawiać o ewentualnym wyjeździe na misję zagraniczną.
Z kolei ppor. Łukasz Bywalec pytany o zatrzymanie oskarżonych przez oddział specjalny Żandarmerii Wojskowej podkreślał, że to nie armia tak ich potraktowała. „Armia nas od początku wspierała i tutaj chciałem podziękować dowódcom, którzy od samego początku nas wspierali, którzy dzisiaj zaszczycili nas swoją obecnością” – mówił Bywalec o obecnych w środę w sądzie generałach: Waldemarze Skrzypczaku (b. dowódca Wojsk Lądowych), Jerzym Wójciku (b. dowódca 6. Brygady Desantowo-Szturmowej, przełożony uniewinnionych żołnierzy) i Sławomirze Petelickim (b. dowódca GROM).
„Jesteśmy dumni z tego, że tacy dowódcy mogli nas od samego początku wspierać” – podkreślał Bywalec.
Pytany, czy ma żal do prokuratury, Bywalec powiedział, że trudno mieć do żal do tych, którzy nie byli na misjach, jeżeli byli, to „siedzieli za szlabanem”.
Natomiast chor. Osiecki mówił, że ma żal do dwóch prokuratorów, którzy zajmowali się sprawą od początku, a nie do prokuratora obecnego w środę w sądzie, bo nie jest on odpowiedzialny za błędy. Zarzucał prokuraturze brak profesjonalizmu w działaniu.