Jeśli do kratek konfesjonału uklękniemy dopiero tuż przed Wigilią Paschalną, będzie to wyraźny znak, że średnio nam wychodzi zarządzanie czasem w naszym chrześcijańskim życiu.
23.03.2024 17:22 GOSC.PL
Jeśli przechodziliście kiedykolwiek szkolenia organizacyjne w swojej firmie lub przy jakiejś innej okazji, to na pewno już wiecie, jak ważne jest „zarządzanie czasem”. Nawet bez tego szkolenia wagę dobrej organizacji czasu i pilnowania terminów ukazało nam życie, gdy kolejne „deadliny” zamiast dreszczu zwiastującego wielki finał przynosiły coraz większy stres i niepokój. Kościół ma doskonałe narzędzie zarządzania czasem służące przede wszystkim temu, żeby dobrze przygotować się na deadline, którego nie można przełożyć: na Wielkanoc.
Nie jest prawdą, że czasem przygotowania do Wielkanocy jest Wielki Post. Jest to tylko część prawdy. „Zarządzanie czasem” w Kościele jest dużo bardziej precyzyjne. Wielki Post, który rozpoczęliśmy Środą Popielcową, jest pierwszym etapem, który trwa czterdzieści dni i kończy się Niedzielą Palmową, która rozpoczyna następujący po nim Wielki Tydzień. Nie bez powodu popiół na środę powinien być przygotowany z gałązek palmowych z tej niedzieli. Nasze uwielbienie dla Chrystusa i nasza wiara w Niego, które wyraża gest wiwatowania na Jego cześć palmami, rozsypuje się przecież wiele razy w proch. Przypomnieliśmy sobie o tym czterdzieści dni temu i podjęliśmy pokutę: więcej się modliliśmy, więcej pościliśmy, więcej służyliśmy bliźniemu. Były też rekolekcje i spowiedź. Te przeżycia powinny mieć miejsce w tym właśnie czasie: czterdziestu dni Wielkiego Postu.
Po tym etapie jest Wielki Tydzień, w którym to już nie tyle prawda o spopielaniu się w naszym życiu naszej wiary, miłości do Pana i decyzji naśladowania Go jest ważna, ale On sam, który przychodzi do nas jako pokorny Król, żeby oddać za nas życie. Kolejne dni Wielkiego Tygodnia Jego stawiają w centrum i skupiają naszą uwagę na ostatnich dniach Jego życia, które miały dla pierwszych chrześcijan takie znaczenie, że zanim zaczęli opowiadać o Jezusie, jak żył, przekazywali opowieści o tym, jak umarł. To przecież ten czas jest „tą godziną”, dla której przyszedł.
Wielki Tydzień nie kończy się jak wszystkie inne tygodnie piątkiem i sobotą, żeby po nich nastał nowy tydzień, ale trzema dniami, które skupiają się w jedno, czasem do tej pory w Polsce nazywanym z łaciny Triduum, choć moglibyśmy nazwać go po prostu „Trójdniem”. Trochę tutaj Kościół w zarządzaniu czasem się gubi, co zrozumiałe, bo śmierć Jezusa (piątek) i Jego zmartwychwstanie (niedziela) są jednym momentem dla Niego, a dla nas rozkładają się na trzy dni: wieczność miesza się z czasem, bo człowiek dzięki Bogu-człowiekowi staje się Bogiem.
Ostatni dzień Triduum – Niedziela Zmartwychwstania – trwa przez cały tydzień, skoro od poniedziałku do następnej niedzieli będziemy podczas Mszy świętej mówić, że „obchodzimy święty dzień Zmartwychwstania naszego Pana”. Te słowa będą nam towarzyszyć potem przez cały rok każdej niedzieli, bo każdy dzień po szabacie będzie nam przypominał Wielkie i Święte Triduum, czas śmierci i zmartwychwstania Jezusa.
Jeśli rozciągniemy nasz Wielki Post do połowy Triduum i uklękniemy do kratek konfesjonału tuż przed Wigilią Paschalną będzie to wyraźny znak, że średnio nam idzie zarządzanie czasem w naszym chrześcijańskim życiu. Będziemy trochę jak studenci, którzy czasem zarządzili tak, że przygotowanie do ostatniego egzaminu przełożyli na sesję jesienną. Niby da się, ale wakacji szkoda.
Dobrze jest zatem pamiętać, że czas pokuty i nawrócenia kończy się dla nas w Niedzielę Palmową. Od teraz rozpoczyna się czas towarzyszenia Panu w drodze do Jerozolimy, żeby w Święte Triduum wejść razem z Nim do nowego życia, które w ciągu roku będzie jaśnieć jak poranek zmartwychwstania co siedem dni, w każdy dany nam kolejny pierwszy dzień po szabacie.
ks. Przemysław Szewczyk