Co roku powraca temat Trzech Dni, które są centrum Ewangelii. Co zrobić, by przeżyć je głęboko? Trzeba dać się porwać miłości. Bo ona jest kluczem. Tak Bóg umiłował, że Syna swego dał. Dał na krzyżu i dał w poranek wielkanocny. Nieprzypadkowo jako pierwsza ten dar przyjęła kochająca Maria Magdalena.
Zacznę od końca. Czyli od poranka wielkanocnego, a konkretnie od Marii Magdaleny i jej drogi na cmentarz w ciemnościach, tuż przed wschodem słońca. Szła nieświadoma, jak niezwykła niespodzianka ją czeka. Na wpół umarła. Niesiona tylko jedną siłą – miłością. Św. Jan pisze, że Maria Magdalena udała się do grobu Jezusa „pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno…”. Co czuła wtedy? Dopiero co stała pod krzyżem i widziała wszystko – Jego rany, konanie, samotność, śmierć. Pomagała zdjąć z krzyża martwe ciało Mistrza, owinąć je w płótna i złożyć do grobu. Wiedziała, że to koniec. W co tu jeszcze wierzyć? Jaką mieć nadzieję? Została tylko miłość, która zawsze ma jeszcze coś do zrobienia. Trzeba dopełnić pogrzebu, umyć ciało z krwi, namaścić. Choć w ten sposób mogła Go jeszcze kochać. Maria wstaje w nocy, gdy apostołowie spali lub barykadowali drzwi z obawy przed wrogami. Kiedy widzi pusty grób, jej ból się pogłębia. Zawiadamia uczniów słowem bliskim rozpaczy: „Zabrano Pana z grobu i nie wiem, gdzie Go położono”. Potem już tylko płacze przed pustym miejscem pochówku. Nie ma już nic, nawet ciała Jezusa. Kiedy Zmartwychwstały Pan staje przed nią żywy, nie rozpoznaje Go. Dopiero gdy zwraca się do niej po imieniu: „Mario!”, w jej sercu zapala się światło, rodzi się na nowo. Chce Go zatrzymać, nacieszyć się Nim, ale Jezus prosi, aby zwiastowała uczniom, że On żyje. Czy w ten sposób sam Jezus nie podpowiada i nam, by uczynić Marię Magdalenę przewodniczką po tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania?
Dramat w trzech częściach
Triduum Paschalne to jedna droga pokonana przez Jezusa. Są trzy wyraźne części tego paschalnego dramatu. Pierwszy akt to Jezus ukrzyżowany – ta część Paschy składa się z kilku scen: ostatnia wieczerza, gdy Jezus antycypuje swoją śmierć w znakach połamanego chleba i kielicha z winem; noc trwogi w Ogrójcu zakończona uwięzieniem; sąd i droga na Golgotę; śmierć na krzyżu.
Druga część to Jezus złożony do grobu – tu pozornie niewiele się dzieje. Zero akcji, cisza grobu. Jezus schodzi w otchłań śmierci, idzie ku tym, którzy umarli, aż do Adama i Ewy, aby ich wybudzić do życia.
Trzecia część to Jezus zmartwychwstały – zwycięstwo miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią. Spotkanie z wybranymi uczniami, ale pierwsza była ona – nawrócona grzesznica Maria Magdalena.
Można powiedzieć, że pierwsze dwie części, Wielki Piątek (który zaczyna się ostatnią wieczerzą) i Wielka Sobota, spowijają ciemności. Jezus wprawdzie umierał w środku dnia (od południa do godziny trzeciej), ale – jak relacjonują ewangeliści – mrok ogarnął wtedy całą ziemię. Sobota to dzień grobowej ciszy. Obumarłe Ziarno Miłości padło w ziemię i jeszcze nie wzeszło. Światło pojawia się dopiero w noc zmartwychwstania. Uczestnicząc w liturgicznych obrzędach Triduum Paschalnego – od celebracji Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek, przez Liturgię Męki w Wielki Piątek, post i ciszę grobu w Wielką Sobotę, aż do wschodzącego paschalnego światła w Wielką Noc – naśladujemy Marię Magdalenę. Idziemy dwa dni w mroku, aby na trzeci dzień powitać zwycięską Miłość, Wschodzące Słońce. Cały ten liturgiczno-mistyczny dramat ma jeden cel – doprowadzić nas do osobistego spotkania w wierze z Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym Panem, który wypowiada moje własne imię, ociera moje łzy i prosi: „Idź, powiedz innym, że ja JESTEM”.
Zapach olejku miłości
W jakim sensie Maria Magdalena może być dla nas przewodniczką w przeżywaniu Triduum Paschalnego? Nie było jej podczas ostatniej wieczerzy, to prawda. Ale sześć dni przed Paschą namaściła Jezusa w domu Marty i Łazarza w Betanii. Mistyk Jan pisze: „Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku” (J 12,3). Judasz przelicza koszty i powiada, że te pieniądze można było wydać na ubogich. Ale Jezus rozumie Marię. On widzi jej serce i wie, że jej gest był znakiem najczystszej miłości. Podczas całego Triuduum Paschalnego mówią przede wszystkim znaki. Mówią więcej niż słowa. Serce przemawia do serca. Nieskalane ciało Baranka zostanie złożone w ofierze na ołtarzu krzyża. Maria jak nikt inny odczytuje, że wkrótce objawi się światu największa miłość. „Podczas gdy inni są zajęci błahymi rozmowami i skupiają się na nieistotnych sprawach, Jezus spogląda w głąb serca Marii Magdaleny i odnajduje tam uważność, czułe oddanie Jego obecności, miłosne skupienie. Odnajduje uwielbienie, czystą adorację” (Sean Davidson). Oczywiście te dwie miłości (Boga i człowieka) nigdy nie są równe, ale przecież szukają się wzajemnie i oczekują wzajemności. Namaszczenie to symbol godności kapłańskiej, królewskiej i prorockiej. Maria swoim gestem niejako otwiera Jezusowi drogę ku temu, aby jako kapłan złożył Najwyższą Ofiarę, by jako Król wstąpił na tron Krzyża, jako Prorok wypowiedział „Wykonało się”. Woń nardu to zapach miłości. Ten zapach napełnił dom w Betanii. Ciało Jezusa zostanie roztrzaskane jak drogocenny flakon, aby moc Jego Miłości, aromat Ducha Świętego rozlał się na cały świat.
Aby przeżyć dobrze liturgię Triduum, trzeba naśladować Marię. Nie skupiać się na szczegółach, zamilknąć, nie koncentrować się na zewnętrznej stronie misterium, ale pójść w głąb, wyciszyć rozum, obudzić serce, adorować, trwać. Tu chodzi o miłość. Aby ją odkryć, trzeba samemu kochać. Wiara i nadzieja są ważne, ale sednem jest miłość. Jej aromat przenika paschalny dramat. Ona jest kluczem.