Kiedy poprawienie pozaginanych rogów i fałd w pościeli staje się niezwykłym czynem miłosierdzia. Rozmawiamy z Gabrielą Kamelą, koordynatorką wolontariatu w Hospicjum Bonifratrów im. św. Jana Bożego we Wrocławiu.
Maciej Rajfur: Spotykasz przypadkowego człowieka na ulicy i masz możliwość, by mu w kilku zdaniach wyjaśnić, czym jest wolontariat hospicyjny.
Gabriela Kamela: Przede wszystkim wolontariusze to osoby z kompletnie różnych światów. I tego bym się nigdy wcześniej nie spodziewała. Wolontariat jest niczym innym jak towarzyszeniem chorym na ostatnim etapie ich ziemskiego życia. Dosłownie – towarzyszeniem. Wolontariusze nie robią niczego skomplikowanego. Są do dyspozycji naszych pacjentów, by porozmawiać, poczytać książkę, zrobić herbatę, wysłuchać, coś podać, pójść na spacer, a może pościelić odpowiednio kołdrę. Na przykład u nas pani Bogusia zawsze ma potrzebę, by poprawić jej pościel, bo nie lubi, jak są pozaginane rogi i fałdy na kołdrze. (uśmiech)
Co to znaczy, że macie wolontariuszy z różnych światów?
Chodzi o osoby, które zajmują się na co dzień kompletnie różnymi rzeczami. Przychodzą pracownicy korporacji, pracownicy służby zdrowia, niedawno zaś przyjęłam dwóch kleryków ostatniego roku seminarium. Robią kapitalną robotę na oddziale. Mam też w zespole kobietę, która jest bokserem. Kiedy obejmowałam funkcję koordynatora wolontariatu, miałam konkretnie sprecyzowane w głowie, jak wygląda modelowy wolontariusz. A nagle wszystko mi się odmieniło, gdy poznałam tych ludzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Rajfur