Giorgio Perlasca jest uważany za „włoskiego Schindlera”. O ojcu i jego bohaterskich czynach opowiada jego syn, Franco Perlasca.
Artykuł ukazał się na łamach miesięcznika Związku Żydów Włoskich „Pagine Ebraiche”, a dziś przedrukowuje go „L'Osservatore Romano”.
„Giorgio Perlasca był osobą najnormalniejszą w świecie, jednym z nas, człowiekiem nie pozbawionym swoich wątpliwości, swoich niepewności, swoich ułomności, przede wszystkim jednak osobą, która umiała na pierwszym miejscu postawić sumienie i sprawiedliwość” – wyznaje syn Franco.
O tym, co jego ojciec dokonał w czasie II wojny światowej, gdy jako konsul hiszpański w Budapeszcie uratował wielu tamtejszych Żydów, dowiedział się dopiero w 1988 roku. Wtedy Giorgio Perlasca został odnaleziony przez kilka węgierskich Żydówek, „a dokładnie, kiedy pani Lang i jej mąż przybyli do naszego domu”. „Zatelefonowali kilka dni wcześniej, zapowiadając swój przyjazd; nauczyli się kilka słów po włosku specjalnie na tę podróż do Włoch... Opowiedzieli swoją historię i zrozumiałem, że ocalił ich mój ojciec; mówili dalej i zacząłem rozumieć, że oprócz nich były dziesiątki, setki, może tysiące innych osób. Muszę przyznać, że przeżyłem kryzys, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście znałem osobę, z która przeżyłem ponad trzydzieści lat, bo tyle wtedy akurat miałem” – wspomina Franco Perlasca.
Przypomina także moment, gdy pani Lang chciała ofiarować jego ojcu trzy przedmioty, które uratowała z wojennej zawieruchy: „łyżeczkę, filiżankę i medalik. Nie chcąc ich przyjąć, Perlasca argumentował: „Musi pani przekazać je swoim dzieciom, one z kolei przekażą swoim dzieciom jako rodzinną pamiątkę”. „Kobieta powiedziała coś, co do dziś jeszcze napawa mnie przejęciem: 'Panie Perlasca, niech pan to weźmie, bo bez pana nie mielibyśmy ani dzieci, ani wnuków'” – czytamy w artykule.
Syn „włoskiego Schindlera” przechowuje te pamiątki z wielkim nabożeństwem. Przypomina, że dziennikarzom pytającym o bohaterstwo, ojciec odpowiadał pytaniem: „A co pan zrobiłby na moim miejscu, widząc kobiety, dzieci i mężczyzn masakrowanych i eksterminowanych tylko dlatego, że byli innej religii?”. „Jednemu z dziennikarzy, sugerującemu mu odpowiedź, że zachował się tak, ponieważ jet katolikiem, odpowiedział po prostu, ale oschle: 'Nie, uczyniłem tak, bo jestem człowiekiem'”.
Jego syn zastanawia się teraz nad tym, „co pozostawiła ta niewiarygodna węgierska historia Giorgio Perlaski i jego późniejsze 45-letnie milczenie? To wielka lekcja, by czynić dobro, nie oczekując niczego w zamian. I wielki testament duchowy, którym było kilka słów, jakimi odpowiedział na pytanie, zadane mu w audycji telewizyjnej w 1990 r., gdy zapytano go: 'Dlaczego chciałby Pan, by zapamiętano tę historię?' Mój ojciec odpowiedział w sposób prosty, bezpośredni, nie owijając w bawełnę: 'Chciałbym, aby pamiętali o tej historii ludzie młodzi, aby wiedząc o tym, co się wydarzyło, potrafili przeciwstawić się tego rodzaju przemocy, gdyby się miała powtórzyć'”.