Męczeńska śmierć św. Błażeja i jego liczne cuda sprawiły, że z czasem zaliczony został do grona tzw. Czternastu Świętych Wspomożycieli, których wstawiennictwo u Boga uznawano za wyjątkowo skuteczne - pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. 3 lutego wspominamy św. Błażeja (zm. ok. 316), biskupa i męczennika. Jego relikwie znajdują się w Maratei we Włoszech, głowa w Dubrowniku w Chorwacji. Jest patronem lekarzy, śpiewaków, tkaczy, cierpiących na choroby gardła.
Św. Błażej urodził się w chrześcijańskiej, pobożnej rodzinie. Według różnych podań, studiował filozofię i medycynę. Jako zdolny lekarz, pracował w armeńskiej Sebaście, gdzie znany też był z pomocy biednym. Przynaglony wewnętrznym głosem, porzucił jednak swój zawód i został pustelnikiem. Po śmierci biskupa Sebasty, mieszkańcy miasta przypomnieli sobie jednak o szlachetnym lekarzu i gorliwym pustelniku, i nakłonili go do przyjęcia biskupstwa. Kilka lat później, za panowania cesarza Licyniusza (306-323), gdy wybuchło ostatnie z wielkich prześladowań chrześcijan, biskup Błażej, wraz z wieloma swoimi wiernymi, zmuszony był opuścić miasto, ukrywając się w górskiej pieczarze. Na skutek zdrady został jednak pojmany i wtrącony do więzienia, gdzie wszelkimi sposobami namiestnik cesarza starał się go zmusić do wyparcia się Chrystusa.
Z Męczeństwa św. Błażeja: „Po przyprowadzeniu Błażeja do miasta, próbowano zwodzić go słodkimi słowami: – Witaj, Błażeju, przyjacielu bogów! – zwrócił się do niego namiestnik. – Nie nazywaj mnie w ten sposób, bo jednemu Bogu tylko służę! – odpowiedział Błażej. Jego słowa rozzłościły namiestnika, kazał go więc ubiczować. – Szaleńcze – zwrócił się do niego biskup – spodziewasz się tą karą odebrać mi miłość Boga, który daje mi siłę, aby wszystko znosić? Na każde pytanie odpowiadał spokojnie i pewnie, a więzienie, które miało go złamać, stało się okazją do umocnienia wiernych. Kiedy dowiedzieli się bowiem o uwięzieniu Błażeja, zaczęli schodzić się do niego, przynosząc mu dzieci i cierpiących, aby pocieszał ich i błogosławił. Wielu też wtedy uzdrowił, między innymi syna pewnej kobiety, któremu ość utknęła w gardle i groziło mu uduszenie".
Biskup Błażej był Ormianinem. Armenia to kolebka ludzkości i pierwszy kraj na świecie, w którym chrześcijaństwo stało się religią państwową. Przez wieki była to również chrześcijańska wyspa na morzu obcych, azjatyckich żywiołów, których armie jak złe wiatry hulały po kraju. Cokolwiek zostało tutaj zbudowane, ulegało zniszczeniu, a rzeki Armenii – „ojczyzny bólu" (Ryszard Kapuściński), raz po raz spływały chrześcijańską krwią.
Siedem wieków przed chrztem Polski, jeden z azjatyckich najeźdźców chciał narzucić Armenii swoją religię: – „Łatwiej wyrwać kolor ze skóry człowieka, aniżeli wiarę z duszy Ormianina" – miał mu odpowiedzieć armeński dowódca.
Gdy kolejne próby złamania Błażeja nie odniosły skutku, oprawcy przynieśli żelazne zgrzebła, rodzaj drucianych szczotek, którymi szarpali ciało męczennika. Na sam koniec tych okrutnych tortur, ścięty został mieczem: „Łatwiej wyrwać kolor ze skóry człowieka, aniżeli wiarę z duszy Ormianina".
Męczeńska śmierć św. Błażeja i jego liczne cuda sprawiły, że z czasem zaliczony został do grona tzw. Czternastu Świętych Wspomożycieli, których wstawiennictwo u Boga uznawano za wyjątkowo skuteczne. Nie dziwi więc wielka liczba kościołów, ołtarzy i obrazów jemu poświęconych, nie dziwią związane z nim tradycje. Poza popularnym błogosławieństwem św. Błażeja, chroniącym „od choroby gardła i wszelkiej innej dolegliwości", w niektórych stronach Polski wierni przygotowują też specjalne świece, tzw. „błażejki", które poświęcają w jego wspomnienie. W innych stronach, w dniu jego wspomnienia, poświęca się jabłka, dając je do spożycia cierpiącym na ból gardła.
Z upływem czasu coraz bardziej zanika zwyczaj święcenia soli, chleba, wina, ziół. Szkoda, wszak pobożność ludowa to skarb Kościoła, który przynosi obfite owoce świętości i łaski. Nie tylko: procesje, pielgrzymki, kult świętych, litanie, nowenny, i wszystko inne, co pobożność ludową stanowi, to także szansa, abyśmy jako Kościół „zakochali się w Kościele".
Ks. Arkadiusz Nocoń