Kościół nie potrzebuje uznania – potrzebuje świętości.
Trafiłem w „Gazecie Wyborczej” na tekst Przemysława Wiszniewskiego o rozliczaniu „łajdaków ze świecznika”. Autor obficie używa określeń typu „przestępstwa, występki, zbrodnie”, „zorganizowana grupa przestępcza”, „mafia”. Czytamy o „skorumpowanym aparacie państwowym”, o „przestępczej zmowie”. Władza taka „przyzwyczaja ogół społeczeństwa do swoich niecnych poczynań”, co wywołuje poklask, zamiast sprzeciwu. „Dlatego tak łatwo wmówić ludziom, że niebezpieczni bandyci są krystalicznie czystymi aniołami, i kazać im się modlić w kościele o ich uwolnienie” – poucza autor, po czym stwierdza, że z satysfakcją obserwuje „ten spektakl, który właśnie się zaczyna”. Wyznaje: „Radują mnie rozedrgane ręce i rozbiegane oczy. Cieszą mnie ataki wściekłości kolegów tych przestępców”. Pisze o „całkowitej demoralizacji” i „braku wstydu i skrupułów” protestujących przeciw takim rozliczeniom. Na koniec pan Wiszniewski orzeka: „W owym procesie narodowej demoralizacji zafundowanej nam przez PiS pomagał ochoczo Kościół, który zamiast alarmować, skupiał uwagę wiernych na ochronie zarodków i kulcie rozmaitych relikwii. Dlatego również Kościół, który tak ordynarnie sprzeniewierzył się swojemu powołaniu, odpowie za szalbierstwa władzy jako gorliwy ich pomocnik i promotor”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak