Pierwszą informacją, którą premier podał po spotkaniu z prezydentem, była decyzja rządu o dostępie bez recepty do tzw. „pigułki dzień po”, czy też „antykoncepcji awaryjnej”. Nie kwestia praworządności, nie bezpieczeństwo państwa – tylko dostęp do tabletek hormonalnych. Pogratulować priorytetów.
15.01.2024 19:32 GOSC.PL
Sytuacja na dzień 15 stycznia 2024 roku nie przedstawia się w różowych barwach i nie jest to związane z panującym nam dziś podobno niesławnym blue monday. W Polsce kryzys instytucji państwa, jakiego jeszcze chyba od 1989 roku nie było. Nie wiadomo, kto może wydawać wyroki sądowe i prowadzić śledztwa prokuratorskie, nie wiadomo, kto właściwie stoi na czele państwowych mediów, o zamieszaniu wokół wyroku na posłów Wąsika i Kamińskiego nie wspominając. Sytuacja międzynarodowa nie przedstawia się lepiej – analitycy twierdzą, że Rosja rośnie w siłę, a Ukraina słabnie, a wizja rozlania się konfliktu zza naszej wschodniej granicy na kraje NATO staje się coraz bardziej realna. Poza Europą też nie jest wesoło – kraje Zachodu bombardują cele w Jemenie, a jak wiadomo konflikty na Bliskim Wschodzie nie pozostają bez echa dla naszej części świata, w Tajwanie prezydentem został proniepodległościowy polityk, co wywołało natychmiastową reakcję Chin… Można jeszcze długo wymieniać polskie i światowe punkty zapalne.
W tym gorącym momencie premier zwrócił się do prezydenta z prośbą o spotkanie, które – jak zapowiedział – miało dotyczyć bezpieczeństwa Polski i polityki zagranicznej. Po trwającej półtorej godziny rozmowie Donald Tusk spotkał się z dziennikarzami na konferencji prasowej. Pierwszą informacją, którą premier podał na tejże konferencji była, jak to sam określił, „dobra wiadomość” – rząd wprowadzi dostęp bez recepty do tzw. „pigułki dzień po”, czy też „antykoncepcji awaryjnej”. Nie kwestia praworządności, nie bezpieczeństwo państwa – to dostęp do tabletek hormonalnych stał się pierwszym tematem wypowiedzi premiera.
Sama decyzja, choć oczywiście nie bez znaczenia, nie jest aż tak radykalna w dobie receptomatów, działających 24h/dobę, a przez złośliwych nazywanych też „uzależnieniomatami”, bo pozwalających na uzyskanie recepty na dowolny specyfik w ciągu kilku minut. Ot, zdobycie tabletki będzie tańsze o kilkadziesiąt złotych i szybsze o kilka kliknięć w komputer. Pojawienie się tej informacji na początku konferencji prasowej po tak ważnym spotkaniu wskazuje jednak jasno priorytety nowego szefa rządu.
W sumie premierowi trudno się dziwić. W chwili, kiedy sytuacja prawna w Polsce jest tak skomplikowana, że najtęższe prawnicze umysły głowią się, jak interpretować niuanse konstytucji i kodeksów, przeciętny obywatel nie jest w stanie zrozumieć, o co tak naprawdę toczy się gra. O wiele łatwiej zatem zagrać tematem nośnym, czytelnym – bo w kwestiach światopoglądowych dużo łatwiej grać na emocjach. Zniesienie recept na antykoncepcję awaryjną jest populistycznym ruchem, ukłonem w stronę lewicowego elektoratu i sygnałem, że ich potrzeby są dla rządu ważne. A że sprawa realnie ma marginalne znaczenie? Nieistotne, ważne, że priorytety zostały zachowane. Trafnie ujął to Noam Chomsky, amerykański językoznawca, filozof i profesor lingwistyki oraz jeden z najczęściej cytowanych naukowców na świecie. W sformułowanych przez siebie „10 strategiach manipulacji” na pierwszym miejscu postawił zasadę, którą nazwał „Rozpraszaj uwagę”, a której istotą jest stwierdzenie: „Utrzymuj opinię publiczną odwróconą od realnych problemów społecznych, poprzez zniewolenie nieważnymi sprawami. Społeczeństwo musi być cały czas bardzo zajęte, bez czasu na myślenie”
Dużo groźniejszy jest fakt, że premier Donald Tusk nie kryje się z planem szybkiej realizacji kolejnych postulatów, obiecanych w kampanii wyborczej a dotyczących „praw kobiet” – dostępu do legalnej i „bezpiecznej” aborcji do 12 tygodnia życia. W wywiadzie dla trzech największych stacji telewizyjnych, który odbył się 12 stycznia, premier przyznał, że do swojej koncepcji nie udało mu się przekonać liderów Trzeciej Drogi, a co za tym idzie ustawa sejmowa może nie uzyskać wymaganej większości głosów. I na to jednak premier ma rozwiązanie: „będziemy szukali sposobów metodą rozporządzeń, decyzji administracyjnych, perswazji, pewnej polityki prowadzonej przez Ministerstwo Zdrowia i konsultantów krajowych” – zadeklarował. Zapowiedział, że pierwszym krokiem będzie radykalna zmiana praktyki w szpitalach, tak, aby jak najszerzej móc wykorzystać przesłankę o zagrożeniu zdrowia i życia matki – obiecał szybkie wprowadzenie przepisów i rekomendacji i zagroził, że lekarze, którzy nie będą się do nich stosować, „powinni się niepokoić”. O tym, co będzie to oznaczać w praktyce, pisał na naszych łamach Bogumił Łoziński. Wystarczy, aby rekomendacje zostały poszerzone o kwestie zdrowia psychicznego kobiety, a realnie będzie to oznaczać legalny dostęp do aborcji, z pominięciem ustawy czy wnioskowanego przez Trzecią Drogę referendum. O tym pewnie nie dowiemy się już jednak z żadnej konferencji.
Agnieszka Huf