Dlaczego aktualny premier naszego kraju zdecydował się realizować swoje cele w sposób – delikatnie mówiąc – nieelegancki? Po to, by uzyskać mocną polaryzację. A polaryzacja ma swoje uroki – zarówno w sensie politycznych korzyści, jak i złych czarów, które nie pozwalają nam ze sobą normalnie żyć.
15.01.2024 13:32 GOSC.PL
Dlaczego aktualny premier naszego kraju zdecydował się realizować swoje cele w sposób – delikatnie mówiąc – nieelegancki? Dlaczego wybrał metodę, którą wybitny analityk polityczny nazwał (z pewną dozą złośliwości) „ograniczonym stanem wyjątkowym” i bezprecedensowym odejściem od zasady proceduralizmu? (Zob. teologiapolityczna.pl). Przecież wszystkie zamierzone cele, choć trochę później lub w mniej radykalnej wersji, i tak by osiągnął. Po co więc pośpiech, droga na skróty, użycie siły, prowokowanie opozycji? Po co działania, które (w wyniku przewidywanej reakcji tej ostatniej) muszą prowadzić do eskalacji konfliktu?
Moja odpowiedź-hipoteza jest prosta: po to, by uzyskać mocną polaryzację. A polaryzacja, choć ryzykowna i społecznie szkodliwa, ma swoje uroki i daje jednej ze stron ewidentne korzyści. Jakie? Po pierwsze, cementuje koalicję rządzącą. Po drugie, zwiększa efekt jej zwycięstwa. Po trzecie, skłania przeciwników do zachowań nieracjonalnych. Przyjrzyjmy się tym korzyściom.
Dlaczego polaryzacja cementuje koalicję rządzącą? Dlatego że w stanie polaryzacji nie ma żadnego środka, a każdy z graczy zostaje przyciągnięty przez jeden z przeciwstawnych biegunów. Kto był bliżej pierwszego bieguna, nie ma innego wyjścia niż trzymać się właśnie niego. Kto zaś był bliżej drugiego z nich, pozostanie w jego strefie wpływu. Nigdy nie miałem wątpliwości co do tego, że „Trzecia Droga” jest trzecią drogą tylko z nazwy. Polaryzacja jest po to, by tych wątpliwości nie miał już nikt, włącznie z jej zwolennikami i liderami. Ci ostatni jeszcze dwa-trzy miesiące temu byli kuszeni uczestnictwem w alternatywnej koalicji. Teraz jednak sytuacja tak się zmieniła, że chyba nigdy już tego typu propozycja się nie pojawi. Polaryzacja bowiem tak mocno zwiąże centrowego koalicjanta z główną partią władzy, że będzie on postrzegany jako jej niemal nieodróżnialna część. A kto walczy z władzą i oskarża ją o najgorsze świństwa, będzie to robił również w odniesieniu do jej konstytutywnej części. Być może owa część pójdzie po rozum do głowy i zacznie próbować się odróżniać otwartością na jakiś kompromis. Wątpię jednak, że ta próba się uda. Mleko się rozlało.
Przejdźmy do zwiększania efektu zwycięstwa. Ludzie lubią mieć poczucie, że stoją po stronie dobra. Polityka zaś jest grą, w której dobro reprezentują zwycięzcy. Dlatego niemal prawidłowością jest to, że po wyborach notowania zwycięzców idą w górę. Polaryzacja może te notowania podwyższyć. Część elektoratu wierzy lub uwierzy w narrację o niezłomnej walce z PiS-owskim złem; inna część uzna ją za niezbędny i właściwy element wojny polsko-polskiej; jeszcze inni wyborcy – nawet zdegustowani tą narracją – będą trwali przy swoich wyborach, nie chcąc przyznać się do błędu lub przeprowadzając rozumowanie „z dwojga złego wybieram silniejszych”. Taki rozkład emocji wystarczy rządzącym do tego, by zwiększyć lub przynajmniej utrwalić własne wpływy. Trzeba kuć żelazo teraz, póki gorące. Później, gdy przyjdzie czas podejmowania społecznie niepopularnych decyzji, będzie już za późno.
A co z opozycją? Polaryzacja sprawia, że główna partia opozycyjna działa reaktywnie. To rządzący (a ściślej naczelny socjotechnik kraju, któremu koalicjanci muszą się podporządkować) wyznaczają coraz to nowe pola bitwy, na które opozycjoniści muszą się stawić. Opozycjoniści tracą na to wiele czasu i energii, które mogliby poświęcić koniecznej reformie lub reorganizacji (i odmłodzeniu!) własnego obozu. Co gorsza, nie mogąc nagle wymyśleć nic lepszego, wchodzą w schematy działań (kopiujące zachowania przeciwników z ostatnich ośmiu lat lub powielające stary model romantyczno-mesjanistyczny), które łatwo ośmieszyć. Dodatkowo wpadają w zastawione na nich pułapki propagandowe. To wszystko działa na korzyść rządzących, choć w sytuacji eskalacji wzajemnych emocji negatywnych nigdy nie można przewidzieć, na czyją stronę się one ostatecznie przechylą.
O aktualnej sytuacji w naszym kraju pisze się wiele i pisze się z różnych perspektyw. To, co jest im wspólne, to dostrzeżenie, że weszliśmy w fazę wielkiej polaryzacji. Ze swej strony – abstrahując od mych osobistych poglądów politycznych – chcę tylko podkreślić, że polaryzacja ta ma swoje uroki. Przy czym dla jednych, jak to wyżej opisałem, są to uroki w sensie porywających korzyści; dla innych zaś są to uroki w sensie złych czarów, jakie zakleszczeni liderzy polityczny rzucają wzajem na siebie i na nas wszystkich. Tak, weszliśmy w stan szkodliwego i kompletnego zaczarowania przeciw sobie – stan, w którym dłuższe życie staje się nieznośne. Dlatego warto zastanowić się (co będę jeszcze czynić na niniejszych łamach), jak wyjść z takiej sytuacji. Jest to dziś sprawa najważniejsza, jeśli chcemy ze sobą żyć normalnie.
Budynek Sejmu RP Roman Koszowski /Foto GoscJacek Wojtysiak