„Moja obecność w Ziemi Świętej jest znakiem bliskości Ojca Świętego z cierpiącymi w wyniku konfliktu ludźmi i jest ona dla nich bardzo ważna” – mówi Radiu Watykańskiemu kard. Konrad Krajewski. Papieski jałmużnik spędził Boże Narodzenie w Betlejem i spotkał się tam z krewnymi osób, przebywających w Strefie Gazy. W Jerozolimie odwiedzał ubogie i doświadczone rodziny, które wspiera na co dzień patriarchat łaciński.
„Modlę się o pokój, omawiam możliwość udzielania dalszej pomocy humanitarnej i staram się uwrażliwić polityków na konieczność zakończenia tej wojny” – mówi papieskiej rozgłośni prefekt Dykasterii ds. Posługi Miłosierdzia, który Boże Narodzenie spędził w miejscu narodzin Jezusa. Wyznaje, że dużym przeżyciem była dla niego Msza, którą wraz z łacińskim patriarchą Jerozolimy kard. Pierbattistą Pizzaballą sprawował w bazylice Narodzenia Pańskiego. „Uczestniczyło w niej ok. 2 tys. osób, głównie mieszkańców Betlejem, bo napływ pielgrzymów jest ograniczony. Praktycznie wszyscy podeszli do mnie po liturgii, by wyrazić wdzięczność Papieżowi, który – jak podkreślali - nigdy ich nie porzucił, zawsze jest z nimi blisko i cierpi, jak cierpią oni"– mówi kard. Krajewski.
Papieski jałmużnik spotkał się z rodzinami ludzi, którzy są uwięzieni w Strefie Gazy. Wyznał, że pęka serce, iż nie można im pomóc. Rozmawiał także z księdzem, który opiekuje się ludźmi różnych wyznań i religii, którzy schronili się w jedynej katolickiej parafii w Gazie. Jest tam ok. 50 rannych w wyniku ostrzału, którzy potrzebują pilnej pomocy medycznej, a nie mieli nawet podstawowych lekarstw. Udało się je dostarczyć helikopterem dzięki zaangażowaniu króla Jordanii Abdullaha II. Kard. Krajewski zauważa, że już dziś trzeba się przygotować do tego, by „kiedy zakończy się ta przeklęta wojna natychmiast ruszyć z konieczną pomocą”. Mowa nie tylko o żywności i lekach, ale również o odbudowie domów, szkół i szpitali, bo bez tego nikt nie zostanie w Strefie Gazy. Jałmużnik wskazuje, że trzeba tu działań na poziomie międzynarodowym.
Beata Zajączkowska