Po naszej. Nie po „mojej”, „twojej”, „jej/jego” czy „ich” stronie, tyko właśnie po naszej. Oto najtrudniejsza tajemnica wiary.
23.12.2023 19:22 GOSC.PL
I co pan powie na to wszystko, co się dzieje?, spytała mnie niedawno prowadząca program radiowy dziennikarka. Byliśmy umówieni na rozmowę o „Historii Kościoła”, nowym magazynie „Gościa Niedzielnego”. Ale że audycja transmitowana była na żywo, tuż po serwisie informacyjnym, a w Polsce, świecie i Kościele gorąco wokół SamiPaństwoWiecieJakichTematów, wywiad, bez uprzedzenia, zaczęliśmy właśnie od tego, co rozpala media w tych dniach. Miałem sekundę, dwie, by zacząć odpowiedź, nie dając po sobie poznać zaskoczenia pytaniem, nie lekceważąc go, a równocześnie nie wchodząc w zbyt rozległe dywagacje o sprawach, z których każda wymagałaby osobnej audycji (wojna w Strefie Gazy, przejęcie mediów publicznych przez nowe władze, dokument watykański o błogosławieństwie). Sekunda, dwie (cała wieczność na antenie) na to, by wymyślić odpowiedź, która nie dałaby paliwa żadnej ze stron sporu. Nie dlatego, że nie mam zdania w każdym z tych tematów, ale po to, po pierwsze, by nie wchodzić w rolę, na którą się nie umawialiśmy w tej audycji, po drugie – nie dolewać oliwy do i tak już wystarczająco rozbuchanego ognia, po trzecie – by spróbować rzucić jakiekolwiek światło na to wszystko, co wydaje się sytuacją bez wyjścia. Gdy po paru mniej czy bardziej sensownych zdaniach rzuciłem, że „mimo wszystko jestem dobrej myśli, ponieważ…”, wyczułem, że teraz z kolei prowadząca potrzebowała sekundy, dwóch, by nie dać po sobie poznać zaskoczenia. Bo jak poważny człowiek może być dobrej myśli, gdy świat się wali, Polska kończy, a Kościół stoi na progu schizmy.
Rozmowę o „Historii Kościoła” udało się pociągnąć dalej płynnie, nawiązując do tego, co powiedziałem o sprawach bieżących, ale mieliśmy chyba oboje poczucie – prowadząca program i ja – że nie jesteśmy w mediach przyzwyczajeni do rozmów, które nie rozstrzygają jednoznacznie, po której stronie się opowiadamy w danym sporze. To się nie sprzedaje, nie klika. Sprzedają się twarde tezy, miażdżące dowody, rozkręcone do granic i poza granice emocje. Nie, to nie jest z mojej strony żadna pochwała tzw. symetryzmu za wszelką cenę – żyjemy tu i teraz, więc spory i emocje tego czasu są naszymi emocjami i naszym sporami. Jeśli jednak Boże Narodzenie, które za chwilę zaczniemy świętować, chcemy traktować naprawdę serio, jeśli to świętowanie jest jeszcze możliwe w atmosferze takich napięć, to tylko pod jednym warunkiem: uznania, że Bóg jest po naszej stronie. Nie po „mojej”, „twojej”, „jej/jego” czy „ich” stronie, tyko właśnie po naszej.
To chyba najtrudniejsza tajemnica wiary. Bo wymaga uznania, że Bóg jest po stronie także naszego przeciwnika – realnego lub wykreowanego przez nas samych. Nie dlatego, że Bóg nie odróżnia uciskanego od gnębiciela, ofiary od agresora, pomawianego od oszczercy czy ograbianego od złodzieja, tylko dlatego, że Bóg chce zbawienia każdego człowieka, także tego, którego teraz sobie nie wyobrażamy spotkać po drugiej stronie życia. Bóg posyła swojego Syna, który jest Parakletem, obrońcą, a nie oskarżycielem. Po Zmartwychwstaniu a przed Wniebowstąpieniem Jezus obiecuje uczniom, że pośle im „innego Parakleta”, obrońcę, czyli Ducha Świętego. „Innego”, bo pierwszym Parakletem, obrońcą, jest sam Chrystus, wcielone Słowo. To dlatego tak wielu Żydów współczesnych Jezusowi nie uznało w Nim Mesjasza, bo spodziewali się kogoś, kto natychmiast pokona Rzymian i „przywróci królestwo Izraela”. Spodziewali się Mesjasza, który zgładzi wrogów Izraela. Jezus zaś przekonywał, że jedynym wrogiem każdego człowieka jest szatan i grzech, a nie drugi człowiek.
Jak to się ma do naturalnej potrzeby sprawiedliwości? Czy takie postawienie sprawy – Bóg jest po naszej stronie, tzn. po stronie każdego człowieka – nie rozmywa odpowiedzialności za zło, krzywdę lub błędne wybory i decyzje? Czy można mówić „Bóg jest po naszej (nas wszystkich) stronie” w kontekście wojny Hamasu z Izraelem i Izraela z Hamasem, w kontekście walki politycznej w Polsce czy sporów o to, komu w Kościele można udzielić błogosławieństwa? Wspominam w tym miejscu rozmowę sprzed lat z Eyalem Friedmanem, Żydem mesjańskim z Jerozolimy. Pytałem go o nieustający konflikt żydowsko-palestyński i o to, jak sam sobie radzi z tym nierozwiązywalnym po ludzku patem, rozumiejąc zarówno racje swoich rodaków, jak i będąc wrażliwym na krzywdę Palestyńczyków. – Kiedy Jozue miał zdobyć Jerycho, zobaczył przed sobą męża z mieczem i zapytał go: „Czy jesteś po naszej stronie, czy po stronie naszych wrogów?”. A ten odpowiedział: „Ani z wami, ani z nimi, ja jestem wodzem zastępów Pańskich”. To znaczy: jestem po stronie Boga. I przyłącz się do mnie, żeby też być po Jego stronie – mówił Eyal.
Po czyjej stronie jest Pan Bóg? Te święta pokazują wyraźnie, wbrew wszystkim naszym podziałom, że Bóg jest po naszej stronie. Nie mojej czy twojej. Po naszej.
Jacek Dziedzina