Boże Narodzenie, święto najpogodniejsze w liturgicznym kalendarzu naszej wiary, skupia nas w rodzinnym kręgu. Skupia, ale nie zamyka.
Pięknie wywodzi sens pierwotny Wigilii teologiczny traktat z połowy XVII wieku: „»Czujcie a módlcie się, abyście nie weszli w pokusy«! na te słowa tak x. Wujek w wykładzie tego rozdziału mówi: stąd ci poszły wigilie, t.j. czujności i nocowania na modlitwach, które były w pierwszym kościele zwyczajne wszystkim chrześcijanom na każde uroczyste święto”. Wigilia to najpierw czuwanie – to właśnie znaczy w swym łacińskim źródłosłowie. Czuwanie i modlitwa, które mają nas przygotować na wielkie święto. Boże Narodzenie, czas najpogodniejszy w liturgicznym kalendarzu naszej wiary, skupia nas w rodzinnym kręgu. Skupia, ale nie zamyka. Spotykamy się razem, bo w rodzinie z Nazaretu, w urodzinach w Betlejem odnajdujemy także głębszy sens naszej rodzinnej bliskości, rozjaśnia go światło tych narodzin, dostrzegamy w nim wciąż od nowa urok dzieciństwa, błogosławionego przez rodziców. W tym rodzinnym kręgu odnawiamy naszą nadzieję – i odrzucamy pokusę beznadziejności, którą podsuwa nam noc.
Jaka noc? Przecież świta wolność, ostateczna emancypacja. Nie, nie chodzi tutaj o emocje polityczne po ostatnich wyborach w Polsce. Idzie o coś głębiej nurtującego naszą cywilizację. Po stronie wschodniej prezydent Rosji pozwala się czcić swoim wyznawcom jako „Katechon” – ten, który powstrzymuje jeszcze Apokalipsę, skutek zgnilizny, którą Zachód zaraża cały świat. Z drugiej strony rozwija się pojęcie „antropocenu”, oznaczające epokę człowieka, a zarazem zapowiadające jej rychły i pożądany koniec. Za chwilę gatunek ludzki zniszczy sam siebie albo Ziemię; lepiej więc, żeby zniszczył sam siebie. Dlatego pojawiają się wezwania radykalnych feministek i przedstawicieli ruchu zielonych, żeby nie mieć dzieci. Ludzkość ma zejść z tego świata, w dodatku ze świadomością, że jako gatunek doprowadziliśmy do jego zniszczenia.
To jakby dwa kuszenia na pustyni naszego czasu. Trzeciego nie potrafię nazwać, choć jest już może w postaciach, które Czytelnicy tego tekstu widzą jaśniej niż ja. Na dzień Bożego Narodzenia ksiądz Skarga ostrzega jednak przed poznawczą, pseudoprorocką pychą: „W nas rozumienie jest przypadkiem, przychodzi i odchodzi. […] Słowo i rozumienie rozumu naszego jest w nas mijające i nic po nim nie zostaje. […] A Słowo Boże mocne, samo czyni”.
Trzymać się tego Słowa, kiedy do nas przychodzi. Trzymać się kurczowo, by nie dać się oślepić nocy. O tym mówił Benedykt XVI, odpowiadając na ostatnie pytania Petera Seewalda: „Prawdziwe zagrożenie dla Kościoła, a tym samym dla posługi Piotra, znajduje się w światowej dyktaturze pozornie humanistycznych ideologii; odrzucanie ich oznacza wykluczenie z podstawowego społecznego konsensusu. Sto lat temu wszyscy uważaliby, że mówienie o małżeństwie homoseksualnym jest czymś absurdalnym. Dziś każdy, kto się temu sprzeciwia, naraża się na społeczne wykluczenie. To samo odnosi się do aborcji i tworzenia ludzi w laboratorium. Współczesne społeczeństwo jest w trakcie formułowania antychrześcijańskiego credo, a przeciwstawianie się mu jest karane społeczną ekskomuniką. Strach przed tą duchową mocą Antychrysta jest więc aż nazbyt naturalny i przeciwstawianie się temu naprawdę wymaga pomocy modlitewnej całej diecezji i Kościoła powszechnego”.
I o tym mówił, do tego wzywał Cyprian Kamil Norwid w pisanej w Rzymie w roku 1848 „Wigilii. Legendzie dla przyjaciół”, byśmy nie skapitulowali przed nocą, która zdaje się zakrywać perspektywę przyszłości: „Jutro – czemu dalekie,/ Czy i Jutro kalekie,/ Czy bez skrzydeł, jak Cherub zrzucony?// Jak się Bogu podoba,/ Taka Jutra osoba;/ Ależ Dzisiaj, ta mamka przyszłości,/ Wychyliła gorycze/ I zakryła oblicze,/ Popiół jada i pości a pości!”. Pokusa, by ulec w takiej chwili zwątpieniu, porzucić nadzieję i do kolan stoczyć się kusicielowi – jest wielka. Dlatego właśnie Wigilia jest przede wszystkim czuwaniem, a potem dopiero – radością. Nadzieją potwierdzoną ostatecznie w tej kropelce Światła, która przychodzi do nas, do żłóbka, ale ma całą moc Słowa:
„Jak się Bogu podoba,/ Taka jutra osoba,/ A ty, djable, uciekaj przed krzyżem!/ Bo tu idzie widomy/ I prowadzi ogromy,/ I nazowie się Pańskim żołnierzem…”
Andrzej Nowak