Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż frazesy uroczyście wypowiadane przez polityków. Dzieje się tak dlatego, że frazesy mają tę rzeczywistość tworzyć, a nie ją odzwierciedlać.
20.11.2023 12:32 GOSC.PL
Zagrajmy w grę: prawda czy fałsz? Weźmy na przykład zdanie „13 XI 2023 r. przywrócono w polskim Sejmie standardy demokratyczne”. Prawda to czy fałsz? Prawda: przecież tego dnia każdy klub poselski uzyskał w Prezydium Sejmu miejsce dla swego przedstawiciela. Fałsz: po pierwsze dlatego, że jeden z klubów uzyskał to miejsce tylko potencjalnie (warunkowo), a nie faktycznie; po drugie dlatego, że przywraca się to, czego ostatnio nie było, a w Sejmie poprzedniej (IX) kadencji każdy klub (nie mylić z kołem!) miał w Prezydium swego przedstawiciela. A jednak prawda: bo – odpowiadając na pierwszy zarzut – kandydat wspomnianego klubu okazał się niegodny; a – odpowiadając na drugi zarzut – w Sejmie jeszcze wcześniejszej (VIII) kadencji jeden z klubów nie miał swego przedstawiciela w Prezydium. A jednak fałsz… Tutaj można by deliberować nad kryterium bycia godnym (kto go spełnia, a kto nie) i nad kryterium łamania standardów demokratycznych (czy bardziej je łamie brak w Prezydium reprezentanta najmniejszego klubu przy zachowaniu równowagi reprezentantów rządzących i opozycji, jak w 2015 r., czy raczej przytłaczający brak takiej równowagi, jak to jest teraz). Jak widać, grę w prawdę i fałsz można kontynuować dalej, przytaczając kolejne kadencje, kolejne nazwiska, kolejne kryteria itd. Nie będę tego czynić. Zwrócę tylko uwagę na to, że sam fakt gry w prawdę i fałsz, którą można ciągle wydłużać, jest znamienny. I skłania do wyciągnięcia kilku wniosków.
Czytaj też: Trudno być patriotą
Po pierwsze, nie jest łatwo sprawdzić, czy zdanie wypowiadane przez polityka jest prawdziwe czy fałszywe. Takie sprawdzenie wymaga wysiłku intelektualnego, dotarcia do źródeł, rozpatrzenia pewnej liczby różnorodnych danych. Ja zakończyłem tę pracę w momencie, gdy uświadomiłem sobie, ile danych jeszcze trzeba wziąć pod uwagę. (Ba, badając „bycie godnym” pewnego z obecnych wicemarszałków, trzeba by sięgnąć do historii… PRL-u i jej przewodniej siły, którą była komunistyczna PZPR). Kto ma na to czas? Jednego jednak moja (niedokończona) praca mnie nauczyła: rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż frazes uroczyście wypowiadany przez polityka.
Po drugie, można się zastanawiać, czy zdania polityczne – czyli takie, jak to, które przeanalizowałem wyżej – mają w ogóle jakąkolwiek wartość logiczną. Może niepotrzebnie się trudziłem, gdyż takie zdania nie są ani prawdziwe, ani fałszywe. Dlaczego? Dlatego że zawierają one nazwy (takie jak przymiotnik „demokratyczny”) nadużywane i emocjonalnie nacechowane, lecz bardzo nieostre. Słuchaczowi lub czytelnikowi tych zdań trudno więc porównać je z rzeczywistością, gdyż nie dowiaduje się on wyraźnie, co one o niej głoszą. Raczej, skoro ich nadawca nie troszczy się o wystarczającą precyzję, jego intencją jest prawdopodobnie to, by kreować nową rzeczywistość społeczną i by na bazie tej kreacji budować uczucia: pozytywne (wobec jednych) i negatywne (wobec innych).
Po trzecie, zjawisko wypowiadania zdań oznajmujących, których celem nie jest podawanie ani prawdy ani fałszu, jest dziś w przestrzeni publicznej zjawiskiem powszechnym. (Ukuto dla niego, choć w różnych kontekstach, takie nazwy jak „post-prawda” lub „wciskanie kitu”). W zjawisku tym nie chodzi nawet o to, by kłamać; kłamstwo bowiem zakłada, że ktoś doszedł do prawdy i świadomie chce innych wprowadzić w błąd. W zjawisku tym chodzi raczej o to, by gadać – i to jak najwięcej i jak najatrakcyjniej – bez względu na prawdę i fałsz. To gadanie służy zaś budowaniu własnej pozycji i pozycji swoich wspólników. A jeśli jest udane, zmienia ludzi i ich świat.
Po czwarte, cała nasza kultura i wszystkie nasze instytucje opierają się na tzw. wyrażeniach dokonawczych (performatywach), czyli wyrażeniach, które – gdy wypowiedziane poprawnie przez uprawnione osoby – ustanawiają relacje społeczne. Dzięki performatywom Sejm rozpoczyna obrady, ktoś zostaje sędzią, a ktoś inny małżonkiem. Nasze spory polityczne to najczęściej spory o to, które performatywy są ważne i kto jest władny je wykonywać. Rzecz w tym jednak, że w naszym życiu publicznym zacierają się różnice między performatywami a zwykłymi stwierdzeniami. Pierwsze mają ustanawiać fakty społeczne; drugie mają je odzwierciedlać. Niestety, dziś i stwierdzenia stają się performatywami. Po co tyle gadania? Po to, by – przynajmniej dla słuchaczy podatnych na urok mowy – ustanowić, kto jest dobry, a kto jest zły.
Tyle o moich poszukiwaniach prawdy w polityce. Spaliły one na panewce. Nic dziwnego, skoro informacyjna funkcja języka okazała się funkcją ekspresyjno-perswazyjną lub funkcją performatywną, a prawda przeszła w post-prawdę lub w społeczną konstrukcję. Ktoś jednak zapyta, czy można o tym, co ostatnio zdarzyło się w polskim Sejmie, wypowiedzieć jakieś zdanie dosłownie (w klasycznym sensie) prawdziwe? Sądzę, że możemy powiedzieć tylko tyle, że weszliśmy w bardziej zaawansowany etap postmodernistycznej gry. Gry, w której wszystko będzie rotować już w tak pogmatwany sposób, że tylko nieliczni będą wiedzieć, o co chodzi.
Roman Koszowski / Foto GośćJacek Wojtysiak