Sprowokowany wpisem mojego rodaka z Chin chcę się przyznać: najlepszym biznesem, w którym uczestniczę, jest Kościół. Nic mi nie daje większego zysku i satysfakcji niż oddawanie czci niewidzialnemu Bogu przez budowanie w świecie Ludu Bożego.
29.10.2023 08:30 GOSC.PL
Kilka dni temu nasz dość egzotyczny rodak przebywający – jak sam utrzymuje – w dalekich Chinach, ale przez media społecznościowe pozostający w codziennym kontakcie z Polakami, wywołał niemałe poruszenie w Internecie pisząc o mającej rzekomo miejsce przed kilkunastu laty jego rozmowie z biskupem Grzegorzem Rysiem, w której obecny kardynał miał wyznać, że podobnie jak 80 proc. duchowieństwa jest ateistą, a Kościół traktuje jak dobry biznes. Wydane w odpowiedzi oświadczenie Kurii Łódzkiej w zupełności wystarczy za komentarz do kuriozalnej wypowiedzi: „publikację można interpretować jedynie jako całkowicie zmyśloną historię, stanowiącą obrzydliwą prowokację wymierzoną w osobę i dobre imię kard. Rysia”.
Jestem jednak historykiem Kościoła i wszystko, co dzieje się wokół mnie obecnie, przypomina mi dawne czasy znane z historii. Kiedy chrześcijaństwo pojawiło się na arenie dziejów, było zjawiskiem niezwykle kontrowersyjnym. Z jednej strony pociągało coraz większe rzesze ludzi, którzy cenili tę wiarę nad życie, a z drugiej rodziło w wielu ludziach sprzeciw, a nawet tak wielki wstręt, że towarzyszyło mu przyzwolenie na zabijanie tych, którzy wiarę chrześcijańską przyjmowali i wyznawali. Co przeciwników Kościoła złościło najbardziej? Upór i… bezbożność.
Może nas dziś zdumiewać, że pierwsi uczniowie Jezusa cieszyli się w świecie właśnie taką opinią, ale jak mogło być inaczej, gdy cale miasto szło na procesję ku czci Ateny, a chrześcijanie zostawali w domach? Przyjazd cesarza świętowano uroczystościami ku czci Jupitera czy Marsa, a żaden z chrześcijan nie pojawił się w świątyni. Niebezpieczną dla upraw suszę wszyscy pobożni mieszkańcy wioski próbowali zakończyć kilkudniowymi modlitwami do Demeter, a żaden z chrześcijan nie pojawił się na nabożeństwie. Bezbożnicy! Co więcej, gdy ich proszono, żeby przyszli, bo „co im szkodzi?”, uparcie odmawiali.
Oskarżający Kościół o bezbożność i upór nie dostrzegali rodzącej się na ich oczach nowej pobożności i uległości. Chrześcijanie czcili tylko jednego Boga, który dał im się poznać jako Ojciec całego rodzaju ludzkiego i jedyną świątynią, do której chodzili oddawać Mu cześć, był powstający z plemion i narodów jeden lud Boży. Dzieło, w którym uczestniczyli, miało dla nich taką wartość i tak mu byli oddani, że uparcie odmawiali, gdy prośbą lub groźbą próbowano ich nakłonić do powrotu na dawne tory.
Godnymi następcami tamtych ludzi są w zdecydowanej większości dzisiejsi chrześcijanie, a wśród nich kardynał Grzegorz. Tak, dobry chrześcijanin będzie w oczach niechrześcijanina uchodził za upartego bezbożnika, nawet jeśli obecnie mentalność pogańska ubóstwiająca siły natury nazywa siebie często „ateizmem”. Tym bogom chrześcijanin z uporem odmawia czci: za nic ma „bóstwa” powodzenia, władzy, siły militarnej, powabu, przyjemności czy bogactwa. Z uporem czci jednego Boga – Ojca, który marzy o przywróceniu jedności i miłości braterskiej wśród swoich dzieci, a którego czciciele bóstw nie czczą, a nawet nie dostrzegają. Gdyby czcili, nie dopuszczaliby się oszczerstwa.
Sprowokowany wpisem mojego rodaka z Chin chcę więc na trzeźwo się przyznać: też w tym sensie jestem ateistą, a najlepszym biznesem, w którym uczestniczę, jest Kościół. Nic mi nie daje większego zysku i satysfakcji niż oddawanie czci niewidzialnemu Bogu przez budowanie w świecie Ludu Bożego.
Ks. Przemysław Szewczyk