Przez ostatnie lata spór między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością napędzał tym ugrupowaniom zwolenników, dziś obydwie partie na nim tracą, a zyskują środowiska liberalno-lewicowe, otwarcie kwestionując wartości konserwatywne i nurt niepodległościowy.
Trwająca od 2005 r. wojna między PO i PiS w ostatnich tygodniach weszła w fazę niespotykanego dotąd natężenia. Eskalacja konfliktu nastąpiła w czasie obchodów pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej, kiedy wzajemne oskarżenia osiągnęły apogeum. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że konflikt może przyjąć jeszcze ostrzejsze formy, bo Platforma zapowiedziała, że będzie zdecydowanie mocniej reagować na wystąpienia polityków PiS. Nie jest celem tej analizy rozstrzyganie, kto w wojnie polsko-polskiej ma rację, czy z której strony padają ostrzejsze ciosy. Warto jednak zwrócić uwagę, że przez kilka lat podsycanie konfliktu służyło tym partiom do zwiększania swojego elektoratu. Szczególnie dotyczy to PO, bo jak pokazały badania socjologiczne, dla zwolenników tego ugrupowania strach przed rządami PiS był jednym z dominujących motywów poparcia. Jednak obecnie, co przyznają sami liderzy Platformy, „antypisowskie paliwo się wyczerpało”. Co więcej, konflikt ten zaczął poważnie zagrażać ideom, których realizację obie partie deklarują i warto, aby sobie to uświadomiły.
Zawłaszczenie patriotyzmu
O ile od 2005 r. główną osią sporu były kwestie gospodarcze, dwie koncepcje Polski: solidarnej PiS oraz liberalnej PO, o tyle katastrofa smoleńska przeniosła konflikt w sferę takich wartości jak naród i patriotyzm. W efekcie stały się one główną płaszczyzną ostrego sporu partyjnego, bowiem oba ugrupowania wykorzystują tę tragedię do bieżącej walki politycznej. I to zjawisko jest bardzo niebezpieczne. Oto bowiem PiS, wskazując na zaniedbania rządu jako jedną z przyczyn katastrofy i krytykując sposób prowadzenia śledztwa, oskarża Platformę m.in. o zdradę interesów narodowych i zajmuje pozycję depozytariusza tradycji niepodległościowej i patriotycznej. Tymczasem PO nie znajduje sposobu, aby się tym oskarżeniom przeciwstawić. Do tego podejmuje ewidentnie błędne decyzje, które punktuje PiS. Do takich należy deklaracja premiera Donalda Tuska o „pełnym zaufaniu” do strony rosyjskiej i oddanie jej prowadzenia śledztwa, zamiast powołania wspólnej komisji, czy niedostateczne reakcje na stronniczy raport MAK, obciążający winą za tragedię wyłącznie Polaków.
Również w kwestii tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy, którą Rosjanie zdjęli w przeddzień pierwszej rocznicy tragedii, przedstawiciele PO bardziej skupiali się na tym, że nie uwzględniała ona wrażliwości Rosjan, niż na tym, że wyrażała wrażliwość Polaków. A już zupełnym skandalem z punktu widzenia interesów Polski była wypowiedź prezydenckiego urzędnika prof. Romana Kuźniara, że zbrodnia katyńska nie była ludobójstwem. Te przesłanki leżą u podstaw oskarżania polityków PO o zdradę interesów narodowych przez zwolenników PiS. Platforma nie znalazła dostatecznie adekwatnego sposobu, aby te oskarżenia zrównoważyć. Bo choć błędy były ewidentne, to jednak aby postawić tak ciężki zarzut jak zdrada, trzeba mieć dowody świadczące o świadomym działaniu na szkodę Polski, a takich nie ma.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński