Dla słabo znających biblijną historię pierwsze czytanie tej niedzieli może być niejasne.
W proroctwie Izajasz wychwala jakiegoś Cyrusa, wspomina o jego potędze, nazywa go Bożym pomazańcem (czyli wybranym)... O co chodzi? Parę koniecznych słów wyjaśnienia. Cyrus IIto król... perski. Poganin. Żył w latach 590–529 przed Chrystusem. Za jego panowania Persja stała się wielkim mocarstwem, po pokonaniu między innymi Babilończyków. Tak, tych samych Babilończyków, którzy pół wieku wcześniej spowodowali upadek Judy: zburzyli jej stolicę, Jerozolimę, razem ze znajdującą się tam świątynią Salomona, a sporą część mieszkańców przesiedlili do Babilonii. Persowie prowadzili wobec podbitych narodów zupełnie inną niż Babilończycy politykę. Nie wysiedlali mieszkańców zajętych ziem, ale stawiali na zapewnienie podbitym takich warunków, by nie mieli oni powodów do buntu. Mieszkającym na terenach podbitej Babilonii Żydom Cyrus nie tylko pozwolił powrócić do ojczyzny i odbudować świątynię, ale różnymi decyzjami wsparł ich repatriacyjne wysiłki. Nic dziwnego, że Izajasz uważa go za człowieka działającego w imieniu Boga. Oczekujący wyzwolenia z niewoli Żydzi spodziewali się chyba bardziej bezpośredniego działania Boga. Jak wtedy, gdy wychodzili z Egiptu, a On otwarł przed nimi morze, a potem przez czterdzieści lat karmił manną i przepiórkami, wydobywał dla nich wodę ze skały, a także walczył po ich stronie z przeciwnikami. Tym razem w realizacji swoich planów Bóg posłużył się obcokrajowcem, poganinem, świeckim władcą. Zaskakujące.
My, żyjący w XXI wieku, też dość często myślimy, że Bóg spełni nasze oczekiwania wobec tego, co dzieje się w świecie, że zaangażuje się w jego losy bezpośrednio. Albo że przynajmniej powoła w tym celu jakiegoś przywódcę, jakiegoś nowego Mojżesza. Tymczasem, jak pokazuje przykład Cyrusa i Persów, narzędziem w Jego ręku mogą okazać się inni ludzie. Nawet tacy, którzy prawdziwego Boga nie znają.
Andrzej Macura