To kluczowy etap życia duchowego - tak trzecim mieszkaniu "Zamku wewnętrznego" św. Teresy z Ávili mówi nasz przewodnik o. Serafin Maria Tyszko OCD. Oto kolejna rozmowa przedstawiająca etapy życia duchowego - tak jak je opisuje wielka hiszpańska mistyczka. Kolejne rozmowy o kolejnych etapach (mieszkaniach) ukazywać się u nas będą wieczorami w najbliższych dniach.
Przeczytaj wcześniej:
Jarosław Dudała: Co jest w trzecim mieszkaniu "Zamku wewnętrznego"?
o. Serafin Maria Tyszko: Teresa początkowo opisuje to bardzo obiecująco. W tym mieszkaniu dana osoba pogłębia swoje życie modlitwy. Modli się modlitwą medytacyjną (rozważaniami karmiących ją tekstów książek czy kazań). Pielęgnuje jakąś wstępną jakość modlitwy zażyłości wewnętrznej. Teresa nazywa to oracion mental. To wewnętrzna modlitwa umysłu i serca, polegająca na tratar d'amistad, czyli na przyjacielskim, zażyłym dialogalnym obcowaniu z Tym, o którym wiem, że mnie miłuje.
Teresa rozróżnia trzy elementy: myślenie mózgowe (seso), myślenie racjonalne (rozum, razón) oraz entendimiento. To ostatnie to umysł/inteligencja mądrościowa/kontemplacyjna, ściśle połączona z miłującym głębokim sercem.
Wszystko to się budzi w trzecim mieszkaniu. Teresa na tym etapie ma swoje dni skupienia, rekolekcji. Stara się być oszczędna w prowadzeniu domu. Nie prowadzi głupich rozmów. Wie coś na temat niektórych elementów pokuty. Zasadniczo jednak pielęgnuje modlitwę. Zaczyna myśleć mądrościowo. Ma poukładane wiele rzeczy. Ma swoje godziny skupienia i samotności. Dobrze prowadzi dom. Nie dba przesadnie o ubiór (a miała z tym kłopot w swoim czasie).
I wydawałoby się, że to już daje jej dość dużą dyspozycyjność duszy i życia, żeby ruszyć dalej. Tymczasem okazuje się, że sporo elementów z tego wszystkiego to fasada. Teresa mówi, że przychodzi wtedy próba miłości – Bóg podkręca światło duchowego rentgena, które prześwietla i zaczyna "dobierać się" do ukrytych motywacji i intencji.
Okazuje się wtedy, że na poziomie motywacji mamy do czynienia gorliwym najemnikiem. To mentalność roszczeniowa: "mam prawo", "należy mi się", "co ja będę z tego miał?, "jak się łatwiej zbawię?", "jak sobie pomóc?". Taka osoba jest przesadnie chętna do pomagania innym. Za dużo gada. Głosi za dużo niezamówionych kazań. Jest zbyt ułożona, co grozi jej faryzeizmem. Jest zbyt uporządkowana i – co gorsza – pokłada nadzieję w tym uporządkowaniu. Jest obrażalska. Nie rozumie, dlaczego Bóg dostarcza jej czasem cierpień, skoro ona tak haruje... (W dodatku w ramach próby miłości wyświetla jej rzeczy, których ona się wstydzi.) Chętnie porównuje się z innymi. Ma trochę ducha osądzania.
Św. Jan od Krzyża nazywa to siedmioma niedoskonałościami początkującego. A wyświetlanie tych niedoskonałości Jan nazywa zwiastunem nocy ciemnej. Według niego, pierwsza noc ciemna dzieje się między trzecim a czwartym mieszkaniem, kiedy Bóg rozświetla ludzką historię. Pojawia się oschłość. Gorliwość słabnie, bo człowiek myślał, ile będzie z tego miał – ze zbawieniem wiecznym włącznie, żył w dużej mierze dla siebie, a tu coś takiego... Wydawałoby się, że dbanie o swoją duszę jest dobre. Tak, ale okazuje się, że motywacje takiej troski są średniutkie...
Sama Teresa w swoim czasie była bardzo obrażalska. Miała fanów, którzy przychodzili do niej do rozmównicy (klasztor na tym zarabiał), prowadziła tam rozmowy, ale było w tym więcej teatru niż dzielenia się życiem Bożym. Gdy któraś z sióstr ją napomniała, to od razu była wielka obraza majestatu...
Czyli wydawałoby się, że w trzecich mieszkaniach dzieją się rzeczy uporządkowane, ale z dużą dozą mentalności gorliwego najemnika religijnego. Takiego, co to, jak mu nie płacą, to nie ma po co się wysilać. ("A myśmy opuścili wszystko, co będziemy z tego mieli?" – pytali uczniowie Jezusa.) Dla człowieka z trzeciego mieszkania nie do przyjęcia są słowa Pana Jezusa: – Mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać". Bo jak to? On tu prowadzi porządne życie duchowe, a mówią mu, że jest sługą, który – jak mówi dosłownie grecki oryginał – do niczego się nie nadaje?! Śmiechu warte!
Co w tej sytuacji radzi Teresa? Mówi, że jeżeli taka osoba nie przyjmie pewnych wymagań, to do końca życia będzie się błąkać między pierwszym a trzecim mieszkaniem. Niekoniecznie wyjdzie na zewnątrz zamku, choć i to może się wydarzyć.
Według Teresy, chodzi przede wszystkim o odkrycie zamieszkania Boga Ojca, i Syna, i Ducha Świętego w tabernakulum mojego sumienia, serca i umysłu. Pismo Święte nazywa to "izdebką". To jest nawet bardziej esencjalne od obecności sakramentalnej w tabernakulum. To jest ważniejsze od przenikającej obecności Jezusa przy i ze" mną, bynajmniej tych innych epifanii nie negując. Chodzi o to, że Trójca Święta mieszka w najgłębszej sferze człowieka, a chce zamieszkać w całym jego człowieczeństwie poprzez "przefermentowanie".
Rzecz w tym, żeby człowiek nie wpadał do tej izdebki jak po ogień. Chodzi o to, żeby człowiek zamieszkał w łonie Trójcy, a Trójca w nim. Wtedy List do Efezjan nazwie go domownikiem Boga. Św. Paweł mówi: nie jesteście już obcymi, ani gośćmi, ani przechodniami, którzy wpadają jak po ogień, nie wpadacie tylko na moment modlitwy. Ani Bóg nie jest już tylko gościem w duszy człowieka. W trzecim mieszkaniu to doświadczenie jest jednak jeszcze niemożliwe.
Każdy grzech ciężki to automatycznie opuszczenie zamku?
No, nie do końca. Rozróżniamy między grzechem ciężkim a śmiertelnym – to zależy od stopnia świadomości i dobrowolności, mówiąc dzisiejszym językiem.
Jeśli ktoś już jest domownikiem Boga, to nawet jeśli dokona jakiego strasznego grzechu, to – według Teresy – Trójca się od niego nie wyprowadza, jak twierdziło wówczas wielu moralistów. Owszem, kontakt jest wtedy osłabiony, ale nie zniszczony. Ważne jest, jak szybko ta osoba wróci. Może nie zdąży jeszcze wyjść z zamku? W każdym razie – według Teresy – Trójca tej osoby nie opuszcza, bo ona ma "przygrzanie" chrzcielne. To jest największa szansa dla człowieka.
Jeżeli jednak dana osoba przestanie się modlić albo wraca do modlitwy ustnej, to się cofa. Pozostaje w mentalności typu: "pracuję na taśmie produkcyjnej i patrzę, co z tego mam". Ale – uwaga! – nie chodzi o zupełne odrzucenie modlitwy ustnej. Problem pojawia się tylko wtedy, gdy ktoś w modlitwie ustnej pokłada nadzieję. Gdy przestaje słuchać Słowa Bożego i sensownych materiałów, a przesadnie szuka tego, co jej bardziej smakuje, np. objawień prywatnych. W czasach Teresy to było bardzo częste. Takich ludzi nazywano alumbrados (oświeceni).
Niebezpieczeństwo szukania religijnej sensacji pojawiało się już w drugim mieszkaniu.
Tak, ale w trzecim ono może ulec wzmocnieniu, bo pojawia się w nim duchowa oschłość.
Nowym elementem charakterystycznym dla tego etapu (oprócz wytrwałego pielęgnowania modlitwy wewnętrznej i duchowej walki, czyli usilnego ascetycznego zmagania, które jest dominantą w drugim mieszkaniu), jest zaproszenie do pokory. Na czym – między innymi – polega pokora? Na realizmie życia duchowego: na rozumieniu, że trudności czy pokusy, które się przytrafiają, mają prawo się przydarzyć. Skoro przytrafiały się Jezusowi, to byłoby dziwne, gdyby nie przytrafiły się Jego uczniowi/uczennicy. Jakie trudności? Oschłość, przykre doświadczenia, napomnienia, nieudane przedsięwzięcia, myśli typu: "co ja właściwie z tego mam?"
Popadanie w te same grzechy? I wynikające z tego samoupokorzenie?
Może tak być.
Ważne, by w takiej sytuacji pielęgnować ducha wiary i pokory, przede wszystkim na bazie dobrej lektury, a zwłaszcza pomocy dobrego spowiednika. Taka osoba w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że sama nie poradzi sobie, żeby pójść dalej, a Bóg jakby zamilkł. Pojawia się potrzeba odsłonięcia swego sumienia wobec sensownego spowiednika czy kierownika duchowego.
Teresa pisze, że – żyjąc w zakonie – przez 15 lat nie mogła znaleźć księdza, który by ją poprowadził dalej. Ludzie krytyczni – a tak się składa, że ja również do nich należę – pytają: "Nie mogła czy nie chciała znaleźć?" Bo jej w tym stanie było dobrze (do pewnego momentu). Coś tam praktykowała, cieszyła się szacunkiem, tata dowoził jej dobre rzeczy do klasztoru, miała swoich fanów, przychodzili do jej rozmównicy, patrzyli w nią jak w obrazek – i mężczyźni, i kobiety – dawała niektórym dobre rady itp. itd. No to czego jej jeszcze brakowało?
Okazało się jednak, że głęboka motywacja była kiepska, przynajmniej do jakiegoś stopnia. I Bóg to wyświetlał – i dziś wyświetla – poprzez oschłość czy trudne doświadczenia. Św. Jan od Krzyża nazywa to pierwszą nocą ciemna, nocą sentido, czyli nocą płytszej warstwy duszy: zmysłów, wyobraźni, fantazji wspominkowej, pamięci, zbyt subiektywnego myślenia etc. Jeżeli doznająca jej osoba nie znajdzie kogoś, kto ma doświadczenie i wiedzę, kto potrafi dobrze doradzić, to ta osoba będzie się błąkać i wracać do starych śmieci. A czasem może w ogóle się wycofać, myśląc sobie: "co się będę wygłupiać, przeciętna kościelna jest lepsza..."
Natomiast jeżeli taka osoba wytrwa w modlitwie, mimo braku odczuwalnych korzyści, jeżeli będzie się modlić nie po to, żeby coś z tego mieć, ale żeby Bóg coś z tego miał – to co innego.
W trzecim mieszkaniu są jednak dopiero zalążki takiej postawy. W pragnieniu taka osoba jest gotowa oddawać się Bogu, tyle że woli raczej robić coś dla Boga (potrafi być posługująca w apostolstwie i układzie charytatywnym – pisze Teresa). Same dobre rzeczy – wydawałoby się. Ale dla swojego zysku, przynajmniej po części na pokaz. A niech się to tylko komuś nie spodoba... Teresa była chora – jak sama pisze – skrajnie na to, żeby się podobać ludziom. Pisze o tym dwukrotnie, bardzo mocno. Całe jej życie religijne działo się w dużej mierze w tym kluczu.
Jeśli jednak osoba na tym etapie zgodzi się wytrwać w modlitwie, dobrej lekturze, zgodzi się na pielęgnowanie okresów modlitwy, na oderwanie się od kiepskich relacji, oderwanie się od ducha tego świata i przyjęcie kierownictwa duchowego, czyli postawy: "ja sobą nie rządzę, chcę, żeby Jezus mną rządził poprzez Kościół", to wejdzie w etap pentekostalny, etap bezpośredniego działania Ducha Świętego przejmującego kierownicę jej życia. Taka osoba do tej pory pukała do kolejnego, czwartego mieszkania, ale jego w drzwiach nie ma klamki. Pukała do drzwi, ale Jezus naradzał się z Duchem Świętym: "Nie możemy jej otworzyć, bo to jest dla niej niebezpieczne. Ogień czwartego mieszkania by ją spalił". Taka osoba nie posiadała dotąd wystarczającej dyspozycyjności, ale teraz już ją ma.
Jarosław Dudała