Chrześcijaństwo nie ostanie się, jeśli wyznawcy Chrystusa nie odnajdą Jego obecności w każdej swojej aktywności, która przeżywana z Bogiem nada życiu nową jakość i sens.
Od czasu, kiedy Karl Rahner, zmarły pod koniec ubiegłego wieku niemiecki jezuita i teolog, ogłosił, że „chrześcijanin jutra będzie albo mistykiem, albo nie będzie go wcale”, napisano na ten temat setki tekstów, tłumacząc, lepiej lub gorzej, co autor miał na myśli. A miał ni mniej, ni więcej tylko tyle, albo aż tyle, że chrześcijanie i chrześcijaństwo nie ostanie się, jeśli wyznawcy Chrystusa nie odnajdą Jego obecności w życiu codziennym, w każdym jego przejawie, w każdej swojej aktywności, która przeżywana z Bogiem, w Jego obecności, nada życiu nową jakość i sens. Bez tego, można dodać, żadne struktury, hierarchie, programy duszpasterskie, dokumenty nie ocalą wiary w Chrystusa.
Ten nurt w duchowości, nazywany też mistyką codzienności, nie jest nowy. Pisało o nim wielu duchownych, akcentując różne aspekty. Tak czyni również portugalski kardynał, poeta i eseista José Tolentino Mendonça w książce zatytułowanej „Mistyka chwili. Czas i obietnica”. Autor, podzielając opinie Rahnera, proponuje zbliżenie się do Boga, zanurzenie się w Nim w naszej codzienności przez zmysły. Przez wzrok, słuch, dotyk, smak i węch. Zmysły bowiem pozwalają nam zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, ale także poczuć zapach i smak tego wszystkiego, co nas na co dzień otacza, co jest częścią naszego codziennego życia, w czym żyjemy, z czym obcujemy, a co jest przecież dziełem Boga. Autor proponuje więc, by niejako na nowo odkryć nasze zmysły, by używać ich uważniej w kontakcie z drugim człowiekiem, z przyrodą, z otaczającym światem i w ten sposób poznać Boga oraz zbliżyć się do Niego.
Ale kiedy Mendonça pisze: „Wielkie wyzwanie to umieć każdego dnia spoglądać na wszystko po raz pierwszy i zachwycać się tym, co niespodziewanie przynosi nowy dzień – dostrzec, że każda mijająca chwila stanowi drzwi, przez które do życia wkracza radość” – przychodzi mi na myśl inna duchowa czy raczej psychologiczna propozycja, a mianowicie mindfulness. To bardzo modny ostatnio rodzaj treningu psychologicznego, ale nie tylko. To coś więcej – styl życia, którego istotą jest sztuka uważności, czyli świadomego przeżywania każdej chwili za pomocą właśnie pięciu zmysłów. Celem tego treningu nie jest, jak w mistyce zmysłów, zbliżenie do Boga, ale doskonalsza świadomość siebie, a w konsekwencji lepsze samopoczucie.
Myślę, że bardziej uważne używanie wszystkich zmysłów jest potrzebne nam dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek wcześniej z uwagi na to, że wszystkie nasze zmysły za sprawą między innymi rewolucji informatycznej są nieustannie bombardowane nowymi impulsami, w dodatku coraz bardziej agresywnymi. My jesteśmy dzisiaj po prostu na wiele sposobów przebodźcowani, a to nie ułatwia poznania istoty oraz smaku życia, lecz przeciwnie – wprowadza coraz większy chaos, co ma swoje wymierne skutki w kondycji psychicznej i duchowej współczesnego człowieka. Ludzie szukają ratunku na różne sposoby, choćby, jak wynika z badań przeprowadzonych przez Reutersa, unikając newsów, co czyni już 38 proc. ludzi na świecie (w ciągu roku nastąpił wzrost o 8 proc.).
José Tolentino Mendonça jest dość prowokacyjny, gdy pisze, nawiązując do francuskiego jezuity Michela de Certeau, że „mistykiem jest ten, kto nie może zaprzestać wędrówki”. Proponowana przez niego mistyka zmysłów z założenia zakłada więc powszechność, niewykluczanie z wędrówki nikogo i uważanie za mistyka człowieka integralnie doświadczającego życia.
W moim odczuciu jednakże ważne jest zachowanie proporcji. Chodzi o to, by promując i proponując mistykę chwili czy zmysłów, nie doprowadzić do zanegowania czy odrzucenia tradycyjnego rozumienia mistyki jako obcowania duszy z Bogiem w innej rzeczywistości. By nie widzieć w niej, co można zauważyć we wspomnianej lekturze, doświadczenia historycznego, a więc nieprzystającego do dzisiejszej rzeczywistości. Mistycy, tak wielcy jak na przykład św. Teresa z Ávili czy św. Faustyna Kowalska, byli rzeczywiście ludźmi wyjątkowymi, gdyż otrzymali łaskę niezwykłych przeżyć duchowych. I to właśnie dzięki nim twardo stąpali po ziemi, doceniając doczesność i widząc we wszystkim obecność Boga.
Ewa K. Czaczkowska